sobota, 30 listopada 2013

XXVII - Coś, co może zaważyć nad dalszym losem. Losem wszystkich.

*Charlie*
Kiedy pakowałam swoje manatki uświadomiłam sobie jedną, bardzo ważną rzecz. Właściwie to było pytanie, ale chyba znalazłam na nie właściwą odpowiedź...
Zapytałam Pana Boga "Dlaczego Luke tak się poświęca? Dlaczego wszyscy się tak poświęcają?"
Nie oczekiwałam tak szybkiej odpowiedzi, a jednak przyszła...

Ponieważ oni cię kochają. Kochają mocniej niż twoja matka, kochają mocniej niż Pan Bóg. Jesteś dla nich wszystkim i nie chcą cię stracić. Dlatego co dzień stają przy twym łożu i czekają. Na ciebie czekają.

- Gotowa? - głos Jaia, który po mnie przyjechał postawił mnie do pionu. Posłusznie oddałam mu swoją torbę, którą niósł aż do samochodu.
Za kierownicą siedział Beau, a mnie przypomniał się mój pierwszy dzień z tymi wariatami. Wtedy myślałam jakie to nie fair. Ja muszę wakacje spędzać z obcymi ludźmi, a moja mama wygrzewa dupę w naszym rodzinnym mieście.
Ale teraz wiem, że przyjazd tutaj był najlepszą rzeczą jaka mogła mi się przytrafić. Mam Jaia, Beau, Luka, Ginę, Daniela, Jamesa, Veronicę, Arianę, Doctor i wiele, wiele innych ludzi!
Wsiadam na tylne siedzenie samochodu i dosłownie czuję zapach świeżo upieczonego hamburgera, którego jadłam w McDonaldzie.
- Która godzina? - pyta Beau i sam sobie odpowiada.
Jai nie przejmuje się bratem, ani ogólnym chaosem jaki panuje na drogach. Zamiast tego wyjmuje szkicownik i przygląda się mi.
Udaję, że skupiam się bardziej na widoku za oknem niż na tym co on robi, ale w końcu daję za wygraną i zerkam na kartkę.
Widnieje tam moja twarz - a raczej jej połowa. Druga połowa jest jakby nie moja - cała pokryta bliznami i wytatuowana w jakieś niezrozumiałe dla mnie wzorki.
Pytam Jaia co to za rysunek, a on tylko wzrusza ramionami.

Znalazłszy się w cieplutkim domu, w zaciszu swojego pokoju zaczęłam rozmyślać jakby to było, gdybym poprosiła Jaia, by narysował mnie nago... Czy nadawałabym się do tego i czy w ogóle by się zgodził? Czy podołałby takiemu zadaniu? I co by na to powiedział Luke?
Była to propozycja... Niecodzienna. Nie, to nie był jakiś mój kaprys. To było raczej żądanie losu. Taka wewnętrzna potrzeba.
Umieram. Trudno to potwierdzić, ale tak jest. Chciałabym jeszcze coś w życiu zrobić, coś osiągnąć, a na koniec powiedzieć, że chwile z nimi były wspaniałe i poproszę Anioły w niebie o modlitwę za moich najbliższych.

Stałam tam jak słup soli oczekując na jego decyzję. Zadałam mu właściwe pytanie - teraz tylko on musi zechcieć mnie narysować.
Jai ma tak wielkie oczy ze zdumienia, że pewnie zaraz wyszłyby mu z orbit, gdybym nie westchnęła i nie popędziła do swojego pokoju. Zatrzasnęłam drzwi i usiadłam na fotelu otulając się ciepłą kołdrą.
- Zgoda! - Brooksy wpadł do mojego pokoju niczym petarda niosąc w rękach wszystko to, czego potrzebował. - Ale nikt nie będzie o tym wiedział. Nie chcę kłócić się z bratem tylko dlatego, że twoje wymogi są aż tak duże.
Uśmiechnął się, a to znaczy, że nie brał tego na poważnie. Przekręcił klucz i usiadł na fotelu.
Udałam się do łazienki zdejmując z siebie wszystkie ubrania. Przyodziana w sam szlafrok weszłam do pokoju i stanęłam przed młodym Brooksem.
Szlafrok opadł bezwładnie na podłogę. Oczy Jaia zrobiły się większe i zamigotały. Przez chwilę nic nie powiedział, a potem lekko zarumieniony wskazał na kanapę.
- Po... - jąkał się. - Po, po... Bądź... Sobą.
*Jai*
W tamtym momencie po prostu wiedziałem... Wiedziałem, że tak właśnie musi być. To, że zerwałem z Arianą (albo raczej ona ze mną) miało być przepustką do innej, lepszej miłości.
Nie chcę odbierać bratu dziewczyny. Nie będę tego robił. Nawet nie mam u niej szans. Chcę być fair. Pomimo tego, że Luke czasem nie był wobec mnie szczery i często ignorował moje zdanie.
Starałem się wyglądać jak najbardziej poważnie - tak jak artysta. Trudne to było zadanie, szczególnie jeśli cały czas w głowie masz myśl, że to właśnie Ją kochasz. Ale teraz nie ma odwrotu.
Charlie od czasu do czasu wybucha śmiechem i dodaje jakieś uwagi związane z moją miną. A to jestem cały czas uśmiechnięty tak, jakby ktoś wypchał mnie bananami. Często też słyszę, że się rumienię. Zerkam wtedy na dziewczynę, na której twarzy też rumieńce ukazały światło dzienne.
Przygryzam wargę, by nie okazać swojego zdenerwowania. Drżą mi ręce.
Boże, gdyby Luke się dowiedział..., ta myśl przebiega po mojej głowie. Ci by wtedy zrobił? Co zrobiłaby mama, Beau, Daniel, James?
Jamzi pewnie powiedziałby coś w stylu "Stary, to twój brat. Jak mogłeś się na coś takiego zgodzić?".
Cały on.
Chyba cudem powstrzymuję się od płaczu, choć kiedy robię ostatnie poprawki Lie zauważa, że po moim policzku spływa łezka.
Siedzimy tak w ciszy - ja gapiąc się bezmyślnie na rysunek, a ona prawie z otwartą buzią. Mam straszną ochotę otulić ją ciepłym kocykiem i objąć ramieniem.

*Narrator*
Skrzypnęły drzwi. Dwoje ludzi w tym samym momencie odwracają głowę w jego stronę. Najpierw na jego twarzy pojawia się zdumienie, w oczach krążą gdzieś łzy. Otwiera szeroko buzię. Wybiegając z pokoju strąca bezmyślnie ręką szklany wazon. Jeszcze słychać jego śmiech - tak nienaturalnie przerażający. Kroki ucichają, a ta dwójka zdaje sobie sprawę co takiego zrobiła.
Coś, co może zaważyć nad dalszym losem. Losem wszystkich.




piątek, 29 listopada 2013

Nowiki ;)

Na początek chciałabym Was zaprosić do wysyłania tak zwanego listu do Świętego Mikołaja tyle, że na asku :) Jest to taka zabawa zorganizowana przeze mnie :) ZAPRASZAM
Zapraszam również do obchodzenia 6 grudnia czyli Mikołajków!
Oraz włączenia TV któregośtam dnia (jest reklama) by pomóc! Lub wysyłajcie paczki bo naprawdę warto!
Moja apelacja z okazji Mikołajków - nie niszczcie dzieciakom dzieciństwa tak jak to zrobił mój brat i nie mówcie im, że Santa Claus nie istnieje :) Niech mają tę radochę!
Odnośnie bloga - jestem na końcowym etapie pisania kolejnej części ;) Mam nadzieję, że będzie ciekawsza i zapraszam do komentowania!
Przybyli nam nowi obserwatorzy za co serdecznie dziękuję! Oraz za miłe komentarze ;)
Nowy wpis pojawi się na 101010101% jutrrrro!
Ze względu, że piszę własną książkę oraz prowadzę tego bloga i chyba z 6 innych przepraszam, że rozdziały dodaję w tak dużych odstępach :) Mam nadzieję, że mi wybaczycie!
Jeśliby ktoś był zainteresowany pisaną przeze mnie książką, która jest między innymi o utracie bliskich i pomaganiu (bardzo ciekawa historia) zapraszam do zakładki (na tym blogu) która pojawi się już niebawem pod nazwą "KSIĄŻKA". Nie mam ochoty robić dziesiątego bloga, więc niech będzie to siedziało cichutko tutaj ;)
Zapraszam też do podejmowania współpracy i ostrzegam, że lepiej jest mnie powiadomić na asku (tym samym co santa claus) że wysłało się do mnie na e-maila prośbę o współpracę. Nawet jeśli twój blog jest kompletnie o czymś odmiennym niż Janoskians lub fanpage :)
To chyba tyle nowinek ;)
Dziękuję za dotrwanie do końca i cierpliwe oczekiwanie na dalsze części historii!
P.S. Mówiłam już, że wprowadzę drobne zmiany w blogu? 
 ------------


niedziela, 24 listopada 2013

Moj fanpage :)

Hej :) Pomyślałam sobie, że mogłabym założyć fanpage na Facebooku o Janoskians. Jest to polski fanpage na którym dodaję wiadomości i newsy o chłopakach.
Zapraszam do lajkowania mojej początkującej strony i oznajmiam wam, że potrzebuję adminki! Więcej wiadomości albo na ASKU
Albo na stronie :) 
Serdecznie zapraszam :)

wtorek, 19 listopada 2013

XXVI - Piękny bas za którym kryło się wyrafinowanie

*Beau*
Ostatniej nocy poważnie porozmawiałem z moim "przyjacielem" o naszym być albo nie być. To co jakiś czas temu powiedział mi Jai dało mi wiele do myślenia. Może naprawdę niepotrzebnie się ukrywam?
Może to właśnie ma być jakiś przełom w moim życiu? Gej?
Ale boję się... Odrzucenia. Że znajomi, przyjaciele, rodzina... Nie zaakceptują nowego mnie.

Dzięki tamtej rozmowie zdecydowałem się podjąć ryzyko... Tylko za jaką cenę?
Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Ustaliliśmy, że mój chłopak nie pójdzie ze mną. Gdyby mama chciała go zobaczyć zadzwonię do niego, a on przyjedzie. Gdyby jednak mama dostała zawału lub zemdlała będę miał w ręku telefon z numerem na pogotowie. Jest też trzecia opcja - mogłaby po prostu wyrzucić mnie z domu...
Może jeszcze za wcześnie żeby mówić o takich sprawach?
*Jai*
Może to i nie był najlepszy moment na odwiedziny, zwłaszcza, że jeszcze nie do końca pozbierałem się po tym, jak Ariana zakończyła nasz związek, ale musiałem to zrobić. Nie jestem tym człowiekiem, który nie myśli co robi i chowa urazę. Pomimo tego, że już nie jesteśmy razem i tak czuję tę więź która nas łączy.
Nie, nie chcę błagać ją żeby do mnie wróciła. Myślę, że nawet dobrze się stało. Po prostu to było gdzieś tam w górze zaplanowane i dokładnie przemyślane. To zerwanie dodało mi sił i zaprawiło do walki. Spowodowało też to, że myślę inaczej. Nie chcę mieć od tak dziewczyny. Wiem, że muszę się postarać i zrobię to.
Tylko za jaką cenę?
*Charlie*
W szpitalu nie miałam zbyt wielu obowiązków. Było to strasznie przytłaczające - wokół mnie nieznani mi ludzie którzy utrzymywali mnie przy życiu.
Chciałabym powrócić do tej codzienności - szkoła, dom, szkoła, dom...
Jestem tutaj - w Melbourne. Jestem w szpitalu. Obok mnie siedzi mama, mój brat bawi się gdzieś, a ja siedzę i oglądam telewizję. Luke jeszcze nie wrócił ze sklepiku.

Kiedy tak sobie całymi dniami nie mam co robić chodzę po korytarzu i czekałam Bóg wie na co do moich uszu dobiegła rozmowa Mrs. Markham którą zdążyłam już dosyć dobrze poznać i mężczyzny. Miał piękny, głęboki głos za którym kryło się wyrafinowanie.
- Przykro mi, ale będziemy zmuszeni odwołać koncert charytatywny dla szpitala, jeśli państwo nie mogą go przeprowadzić. - mówił.

piątek, 15 listopada 2013

pOwIaDoMiEnIa ~ ŚpIeWaMy HaPpY b-DaY!

Na początek mam dla was parę powiadomień, nowości itd.
Zacznijmy od tego, że z prawej strony na górze w tym ładnym paseczku macie zakładki. W jednej z nich proponuję wam współpracę. Współpracuję już z jednym blogiem o Violetta :)
Druga sprawa dotyczy kolejnego rozdziału. Na dzień dzisiejszy nie mam żadnej weny twórczej i niestety nowy rozdział na 100% pojawi się już w ten weekend!
Trzecia rzecz którą mam wam do oznajmienia jest to, że się dobrze uczę! Jee!
A tak na serio trzecią rzeczą - jak dla mnie najważniejszą są urodziny... Ale urodziny nie byle kogo! Dzisiaj urodzinki obchodzi mój piesio Bleki. Kończy już 5 lat. Z tej okrągłej okazji zaśpiewajmy mu sto lat!
Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam!
Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam!
Jeszcze raz, jeszcze raz niech żyje, żyje nam!
Niech żyje nam!
Blekusiu mój kochany... Jesteś moim pierwszym pieskiem i mam nadzieję że jeszcze mnie przeżyjesz. Życzę ci mnóstwo dobroci i łakoci, miłych wspomnień na stare lata, fajnych wnuków, miłej dziewczyny, grzecznych dzieci które może kiedyś się urodzą i wiele, wiele, wiele miłości w życiu :) Kocham Cię tak bardzo jak nawet nie wiesz i uwielbiam te nasze spacerki <3

 Dzięki za uwagę i zapraszam do czytania mojego bloga i nowego rozdziału który pojawi sie niebawem :)

niedziela, 10 listopada 2013

Troszeczkę o mnie... Może troszeczkę więcej :) ~ Zadaj mi pytanie!

Pomyślałam, że tak czytacie mojego bloga, komentujecie go, a Wy przecież nic o mnie nie wiecie! Może ktoś przeczyta ten wpis, może nie ale jestem zdania, że powinniście coś tam o mnie się dowiedzieć - chociaż jak mam naprawdę na imię!
Jeśli ktoś chciałby zadać mi jakieś pytanie na następną taką notkę zapraszam do przesyłania na adres e - mail: weronika_eu@wp.pl :) Odpowiem na wszystkie pytanka które będą publikowane tutaj, lub jeśli tak wolicie... Możecie je zadawać pod tym postem! Zapraszam ;)

niedziela, 3 listopada 2013

XXV - I love u Lie - Luke ❤

*Charlie*
Trzeci dzień. Trzeci dzień już tu jestem. Trzeci dzień zastrzyków. A Luke? Luke jest cały czas ze mną. Wczoraj tylko udało mi się go przekonać, by pojechał do domu po świeże ubrania. I znów przyjechał.
Widzę, że nie sypia nocami. Wygląda jak wrak człowieka.
- Panie Jezu... Ja nie chcę żeby tak było. - powtarzam ciągle. - Ja nie chcę widzieć Go takiego. Nie chcę. Proszę cię, wstaw się za nim i zaopiekuj się nim. Proszę.
Pod nieobecność Luka są przy mnie chłopcy. Czasami są razem - wtedy jest strasznie zabawnie, a czasami siedzą pojedynczo. Dość często odwiedza mnie mama i doctor J. Gina przynosi mi ciepłe posiłki prosto "z mojego domu". Ojciec pojawił się tylko raz - trzy dni temu.
Nie martwi mnie to, że od tamtego czasu nawet nie kazał mamie mnie pozdrowić. Wiedziałam, że tak będzie. Zwiał od problemów i tyle. Jest tchórzem!
Ale spodziewałam się tego po nim. W sumie to sam zapowiedział, że jest tutaj tylko raz. Chociaż wtedy... Kiedy go zobaczyłam na progu pomyślałam, że stał się inny; że może ruszyło go sumienie.
Nic z tego.
Przyszła pielęgniarka z igłą w ręku. Uśmiechnęła się do mnie promiennie i zerknęła na otwartą książkę "Romeo & Julia".
- Piękna książka. - wbijała mi igłę do wenflonu.
- Tak.
- Gdzie skończyłaś? - zapytała odkładając strzykawkę na tackę i siadając na łóżku. Wzięła książkę i zaczęła czytać na wyznaczonej przeze mnie stronie.

- Już jestem. - do sali wleciał zdyszany Luke. Pielęgniarki już nie było, a ja od pewnego czasu czułam się trochę samotna.
- Hey! - usiadłam wygodniej na łóżku i wyciągnęłam rękę by odebrać torbę z ubraniami które Luke mi przywiózł.
- Jak się czujesz? - to pytanie było chyba rutyną... I zawsze odpowiedź na nie brzmiała "Dobrze".
- Luke... - zmusiłam go do tego, by usiadł. Położył głowę na moich kolanach i westchnął.
- Co się dzieje? - zapytał przymykając oczy.
- Dobrze wiesz, co się dzieje! - wybucham, a chłopak uśmiecha się pod nosem. - Zachowujesz się tak jakbym była jakaś niepełnosprawna. Luke, nic mi nie będzie. Słyszysz? Sam się przemęczasz. Masz za dużo obowiązków. - ściszyłam głos. - Proszę, daj sobie trochę odpocząć.
Powiedziałam po czym pocałowałam go w policzek.

Nazajutrz rano nie było przy mnie nikogo. Wiedziałam, że Luke poszedł do domu po świeże rzeczy.
Przetarłam zaspane oczy i zerknęłam do lusterka.
- Za parę dni... Nie będę miała już tych włosów. - powiedziałam na głos dotykając miękkich i zadbanych.
- Dzień dobry! - aż podskoczyłam kiedy obok mnie pojawiła się pielęgniarka. Zerkała nerwowo na
moją rękę która nadal pozostawała w tym samym miejscu co uprzednio.
Cmoknęła.
- Lie... Może zetniemy włosy? - wbiłam wzrok w ziemię. - Nie będzie aż tak bardzo widoczna różnica...
Nerwowo skubałam kołdrę. Czy mam na to pozwolić? Boję się..., pomyślałam po raz pierwszy odkąd tu przybyłam. Cholernie się boję.
- Zróbmy to. - ku mojemu zaskoczeniu padła już decyzja podjęta przeze mnie. Pielęgniarka chwyciła do rąk nożyce i...
Już było po wszystkim. Krótkie, sterczące na wszystkie strony włosy. Brązowe... Moje. Nadal moje. Króciutka grzywka opadała mi na czoło. Włosy sięgały zaledwie do ucha.
- I jak? - zapytała mnie, a ja jeszcze raz przejrzałam się w lusterku.
- Nie najgorzej.

Spacerowałam po oddziale przyzwyczajając się do swojej nowej fryzury. Nikt nie wybałuszał tutaj oczu, ani nie pokazywał na mnie palcem.
Mijałam dzieciaki młodsze ode mnie. Jedne były kompletnie łyse, a za sobą ciągnęły jakby... Kroplówkę. Jeszcze nie wiedziałam co to takiego jest i do czego ma służyć.
*Luke*
Ostatniej nocy Skip zapytał mnie czy nie mam tego dosyć. Tego, że muszę ciągle siedzieć w szpitalu, tego, że nie mogę wariować tak jak dawniej. Tego, że teraz całe moje życie skupia się na jednym punkcie.
Nie, nie miałem tego dosyć. Nie mam tego dosyć, ponieważ Charlie jest jedną z tych osób które nigdy się nie opuszcza. Trzeba prz niej trwać w nadziei i miłości. Jeśli ktoś jest naprawdę zakochany poświęci wszystko. Ja wiem, wiem. Może to jest jakaś obsesja, może nie powinien 24/h siedzieć przy Niej i trzymać ją za rękę podczas snu. Ale to jest potężniejsze ode mnie. Jeśliby tylko Daniel miał taką ukochaną osobę jak Lie... Wiedziałby co ja teraz czuję.
Nikt mnie przy niej siłą nie trzyma, nie zmusza do codziennych odwiedzin. Ale chcę to robić. Chcę przy niej być, chcę widzieć jej radosną twarzyczkę.
Mama całym sercem mnie wspiera. Wie, jak jest mi teraz ciężko. Pomaga mi, opiekuje się Charlie i codziennie do niej telefonuje.
Jest kochana. Nie wyobrażam sobie, że na jej miejscu mogłaby teraz stać inna kobieta. Gina ma złote serce - wiedziałem o tym zawsze, ale teraz... Teraz wiem już na 100 %.
Jai też odwiedza Charlie. Od czasu do czasu pisze listy na kartce papieru do niej i wręcza mi uprzednio zaklejając je. Nie czytam ich. Zanoszę prosto do Lie. Wiem, że mu też jest ciężko. Przecież wszyscy jesteśmy ze sobą blisko...