czwartek, 23 stycznia 2014

XXXIII - Jeśli ty skoczysz, ja skoczę za tobą.

*Charlie*
Nie mogłam myśleć. Nie mogłam nic zrobić.
Wszyscy wstrzymaliśmy oddechy. Chyba... Chyba nikomu nie przyszło to na myśl.
Chciałabym teraz zostać sama. Przemyśleć co znaczy "Zabieramy cię". Co to do cholery oznacza?
Myśli na autostradzie, która znajdowała się w mojej głowie chyba miały jakąś stłuczkę, albo policja ścigała jedną z nich, bo strasznie trudno było mi myśleć.
Luke ujął moją zdziwioną, wymizerowaną twarz w swoje dłonie. Próbowałam spojrzeć mu w oczy, ale skutecznie unikał spotkania naszych spojrzeń.
Ktoś odchrząknął zza pleców chłopaka, ale on nie zważał na to.
- Kocham cię. - wyszeptał. Byłam przygotowana na to, że po tych słowach mnie pocałuje, ale on poprawił mi tylko poduszkę pod głową i wyszedł z sali.
Teraz widziałam, kto przyszedł. Jai.

Jak na zawołanie wszyscy wyszli z sali, a ja i bliźniak chłopaka, który przed chwilą wyznał mi miłość zostaliśmy sami.
Co go tu sprowadziło?
Jai zrobił krok w stronę krzesła stojącego obok mojego łóżka, ale nagle uchylił się i stanął u jego stóp. Niespodziewanie wyszczerzył się do mnie.
Zawiasy, które miały na celu powstrzymywanie łóżka przed ewentualną ucieczką chodziły bezszelestnie.
Gdzie mnie zabierają?
- Nie bój się. Nic ci nie zrobię. Za bardzo cię kocham, żeby cię skrzywdzić. - usłyszałam tylko cichy, stonowany głos Brooksa.
Więc Luke nie kochałeś?, chciałam zapytać, ale zabrakło mi czasu i pogrążyłam się w ciemności.

Obudziłam się i od razu zatonęłam w miękkiej pościeli. Pachniała domem, perfumami Luke i wanilią.
Najpierw otwarłam jedno oko.
Nie, to niemożliwe.
Znajdowałam się w Niebieskim Pokoju. Pokoju, który podarował mi Luke. Pokoju, który najpierw należał do Ariany, a przez wakacje pomieszkiwałam tu ja.
Przeciągając się uderzyłam pięścią w... Nos?
- Nie chcę mieć złamanego noska tak jak ty. - usłyszałam Luke i uśmiechnęłam się sama do siebie. Chwycił mnie za rękę i przyłożył do swojego policzka.
Ponownie zamknęłam oczy i rozkoszowałam się ciepłem bijącym od mojego byłego chłopaka, który... Był teraz na powrót moim chłopakiem?
Jeśli nawet teraz znów jesteśmy parą określenie "chłopak" raczej mało pasuje do Luke Anthony Mark Brooksa. Jest dla mnie czymś więcej.
Przysunął się bliżej mnie, a ja poczułam jak kładzie swoją głowę na moich brzuchu nie puszczając mojej ręki.
- Czy może być już tak zawsze Luke? - pytam cichutko. - Nie chcę się znów kłócić.
- Nie będziemy. - zapewnia mnie równie cicho muskając opuszkami palców zewnętrzną stronę mojej dłoni. - Bardzo cię przepraszam. Jestem największym idiotą na świecie skoro pozwoliłem odejść osobie, która jest dla mnie najważniejsza.
Jego słowa z trudem przedzierały się przez szum jaki powstał w mojej głowie.
- Dostaliśmy propozycję. - mówi po kilkunastu minutach milczenia, a ja nie mam pomysłu jak skłonić go do opowiedzenia szczegółów, więc tylko palnęłam:
- Luke, nie rozumiem dlaczego jeszcze nie zwiałeś. Jestem nieuleczalnie chora, nie mam włosów, strasznie schudłam i staję się nieznośna. A ty sobie od tak... - nie potrzebował słów żeby wyrazić swoje emocje. Widziałam to co on czuje w jego błagalnym spojrzeniu - spojrzeniu, które wyrażało cały jego ból. - Przepraszam, ale naprawdę tego nie rozumiem.
Na sekundę jego oddech zwolnił. Luke z trudem panował nad swoim atakiem.
- Nie oczekuję odpowiedzi Luke. - dodaję mając nadzieję, że chłopak się uspokoi, ale na nic się to nie zdało.
Podnosi głowę i patrzy mi głęboko w oczy. Jego niebieska grzywka opadła mi na czoło. Zaciska wargi, a ja mogę obserwować jak przybierają cielisty kolor.
Nagle robi coś niespodziewanego i zarówno dziwnego. Kładzie mi swoją głowę na ramieniu, a ja nie mam pojęcia czy Brooks zacznie płakać. Ale on robi zupełnie coś innego. Głośno wciąga do płuc powietrze. Posyłam ku niemu pytające spojrzenie, a on próbuje zamaskować uśmieszek.
- Pachniesz tak jak w dniu kiedy cię poznałem. - wyznaje mi. - Przyjemna woń słodkiej wanilii. To chyba mój ulubiony zapach.
- Jeśli chcesz zostawię ci w prezencie buteleczkę, żebyś mógł mieć kawałek mnie przy sobie. - zupełnie nieświadomie mówię o swojej śmierci.
- Charlie, próbuję być silny dla ciebie, ale jeśli tak dalej podąży nasza pogawędka to nie mogę obiecać, że nie rozpłaczę się na miejscu. - mówi wstając. Przytakuję.
- Luke... - mój mózg pracuje dużo wolniej, niż się spodziewałam. Nieudolne próby zatrzymania przy sobie chłopaka kończą się bolesnym upadkiem na zimną podłogę.
Czuję się jak sparaliżowana. Kiedy jednak na powrót otulona zostaję miękką kołderką wyciągam do Lukeya rękę.
- Ja nie chcę żebyście byli silni. Płaczcie ze mną. - mówię i zapadam w głęboki sen.
_________________________________________________________________________________

Ogromne podziękowania dla Was wszystkich, którzy czytacie mojego bloga. Czuję się wspaniale wiedząc, że doceniacie mnie. Te wszystkie miłe komentarze wcale nie wydaja mi się oklepane i dziękuję każdemu z Was za miłe słowo ♥ Blog jest częścią mnie i jest gdzieś głęboko w moim serduchu. Ogłaszam, że nie zrezygnuję z pisania bloga, ponieważ... Zbyt bardzo kocham tę robotę :)
Dzięki za ponad 10.000 wejść!

Chciałabym prosić Was o modlitwę za mojego pierwszego idola, który pogubił się w życiu, ale jest dobrym dzieciakiem. Jak wiecie Justin dzisiaj ok. 4 rano został zatrzymany za jazdę po pijaku. Proszę Was jako ludzi o niewygłaszanie swojego zdania na temat jego zachowania. Po prostu bądźmy ludźmi. 

wtorek, 21 stycznia 2014

Nominacja do Liebster Blog Awards ♥

Jeeeju - to już moja trzecia nominacja. Bardzo dziękuję Daed Angel za nominację ♥ 
Zapraszam na boga Anioła

PIERWSZA NOMINACJA
DRUGA NOMINACJA

Nominacja do Liebster Awards to nominacja otrzymywana od innego bloggera, który docenia naszą pracę. Przyznaje się ją osobie o mniejszej liczbie obserwatorów - daje możliwość rozpowszechnienia i zapoznania się z nominowanym blogiem. Po otrzymaniu wiadomości z nominacją należy odpowiedzieć na 11 pytań, które zadała nam osoba nominująca po czym nominować swoje 11 blogów i zadać im również 11 pytań.

Moje odpowiedzi:
1. Co sprawia ci w życiu największą przyjemność?

Szczerze powiedziawszy jest mało takich rzeczy, które po prostu dawałyby mi pełnię szczęścia. Myślę jednak, że na pewno jest to pisanie - bloga, opowiadań. Poniekąd też rysowanie sprawia mi przyjemność (jeśli mam dobry humor). Zapominam wtedy o tym co otacza mnie wokoło i zamykam się w swoim świecie. 
O! Lubię też robić zakupy, ale bez osoby towarzyszącej. Dlaczego? Mogę wtedy w spokoju pomyśleć i nie zwracać na nic uwagi. 

2. Jaką sławną osobę chciałabyś poznać?

Jestem ogromną wielbicielką O2L i Janoskians, więc to na pewno oni są na pierwszym miejscu. Poznać chciałabym jeszcze... Arianę Grande :)

3. Czy jesteś adminką na jakiejś stronie na Facebooku? Jeśli tak podaj link :)

Niestety chyba to pytanie jest spóźnione, ponieważ byłam przez parę miesięcy adminką, lecz złożyłam wymówienie :) Powodów tu nie będę pisała, zostawię je dla siebie. 

4. Jak masz na drugie imię?

Jeśli ktoś pyta mnie o moje drugie imię zazwyczaj nie mówię mu go, ponieważ... No cóż, przykro mi to powiedzieć, ale nie podoba mi się ono. No nic, moim rodzicom się podobało i dali mi imię Klarysa. Więc jeśli ktoś pyta się koniecznie o moje drugie imię najczęściej mówię mu, że Klara, a nie Klarysa ;)

5. Jak wpadłaś na pomysł na swoją opowieść?

Prosto, tanio i łatwo czyli przez YouTube :) Natknęłam się na filmik Janoskians, kiedy na koncercie 'śpiewali' One Less Lonley Boy i popłakałam się ze śmiechu. Zaczęłam oglądać więcej filmików z ich udziałem, potem natrafiłam na blog Janoskians Poland i do zakładki FanFiction. Poczytałam trochę tego co tam było i stwierdziłam, że fajnie byłoby spróbować. 
Ostrzegam: to jest blog którego prowadzę NAJDŁUŻEJ ze wszystkich :D

6. Czym jest dla ciebie przyjaźń?

Czymś niepowtarzalnym, takim jak powietrze. Jeśli nie ma się przyjaciela jest w życiu trudniej. Zatrzymujemy wszystkie swoje myśli, a dzięki przyjaciel wysłucha, pocieszy i doradzi. Można się z nimi świetnie bawić. Są po prostu jak rodzina. 

7. W jakim stylu się ubierasz?

Trudno tu chyba mówić o jakimkolwiek stylu. Jeszcze go nie mam - ubieram się w to, co mi się podoba. Raz jest to zwiewna sukieneczka, a raz spodnie. Ale myślę, że tak naprawdę dziewczęca to ja nie jestem xD

8. Wolałabyś być sławną aktorką czy piosenkarką? 

Zdecydowanie aktorką. Sądzę, że nie potrafię śpiewać, a lepiej gram. Ale jeśli miałabym jeszcze opcję 'pisarka' to wybrałabym tę opcję z dodatkiem malarstwa :)

9. Lubisz straszne historie?

Zależy czy chodzi tutaj o straszną historię w filmie czy straszną historię, którą opowiadamy sobie przed snem w namiocie. Jeśli chodzi o straszne filmy - podaję wczorajszy przykład.
Chciałyśmy razem z moją przyjaciółką obejrzeć jakiś horror. Włączyłyśmy najpierw "Obecność" a potem "Carrie". Wyobraźcie sobie, że przy Obecności poległyśmy już... Na 3 sekundzie, a na Carrie przy minucie przy czym Ania żeby się nie bać musiała wyłączyć ekran i głos i chowając się za poduszką na ślepo wyłączała wszystko.

10. Co myślisz o karze śmierci?

Wiem jak to zabrzmi, ale nic o tym nie myślę. Ale wiem, że ludzie nie zasługują nawet na taką karę.

11. Masz aska? Daj link jak możesz.


Blogi, które nominuję:

1. http://the-janoskians-fanfiction.blogspot.com/
2. http://my-story-with-janoskians.blogspot.com/
3. http://www.make-this-last.blogspot.com/
4. http://beautifullifewithjanoskians.blogspot.com/?m=1
5. http://staythenight-fanfic.blogspot.com/p/opis.html
6. http://peril-life.blogspot.com/
7. http://igrzyskasmierciciagdalszy.blogspot.com/
8. http://ofiara-wrozek.blogspot.com/
9. http://anioly-nie-gryza.blogspot.co.uk/
10. http://lost---kingdom.blogspot.com/
11. http://light-of-dreams.blogspot.com/

Pytania:

1. Skąd czerpiecie inspirację do waszych opowiadań?
2. Jaki jest wasz ulubiony cytat z waszej ulubionej książki?
3. Jakie macie plany na przyszłość?
4. Czy istnieje taka książka w której chętnie wzięlibyście udział? 
5. Kto jest waszym ulubionym autorem/ autorką powieści?
6. Jakie jest wasze imię?
7. Skąd pomysł na pisanie takiego właśnie bloga, a nie innego? 
8. Dlaczego właśnie waszego bloga warto czytać? Jakie posiada on wartości?
9. Najważniejsza wartość w życiu dla was to? 
10. Od jakiego czasu prowadzicie bloga?
11. Co was interesuje? (w skrócie o samym sobie) ;) 


poniedziałek, 20 stycznia 2014

XXXII - Wielkie Znaczenie Życia

*Charlie*
Kiedy całymi dniami nie ma się nic co warto byłoby zrobić (oprócz bezsensowego chodzenia po

korytarzach i przyjmowania gości) pozostaje tylko zwiedzanie szpitala, którego i tak znam na wylot.
Dziwne, nigdy nie myślałam, że moim stałym domem okaże się pokój z zielonymi firankami w którym czuję się zamknięta na klucz.
Kiedy spaceruję po korytarzu nie widzę już tych uśmiechniętych gęb, które zawsze się do mnie wykrzywiały. Nawet pielęgniarki omijają mnie szerokim łukiem.
Z początku myślałam, że wszyscy są na mnie źli, że coś robię źle...
Ale to nie było to.
Dokładnie dwa i pół tygodnia. Tyle mi zostało życia. Moja choroba jest bardzo ciężka i też uparta. Nie chce dać za wygraną, nie opuszcza mnie, bo jest częścią mnie...
Nikt nie powiedział mi to prosto w twarz - nie licząc Mac, która często mówi to co jej ślina na język przyniesie. Nie mam jej tego za złe - wolę wiedzieć, kiedy umrę niż czekać na śmierć w świadomości, że nikt nie miał tyle odwagi, by powiedzieć jedno, jedyne słowo - umrzesz.
Od tamtej chwili staram się nie myśleć o życiu poza tym co mnie otacza. Staram się, ale to chyba nie wystarcza, bo w nocy zawsze krzyczę i szamotam się na wszystkie strony, aż nie dostanę leku na uspokojenie. Przeraża mnie wizja życia bez moich bliskich, bez tęczy, bez chmur. Ale nie chciałabym, żeby Luke, Jai Gina czy chociaż moja mama przeżywali to samo co ja. Nawet nie życzyłabym tego tacie.
Mam świadomość tego, że wraz z upływem czasu staję się niewidoczna dla większości ludzi. Nie mam już włosów, jestem strasznie chuda i blada. Pomimo tych zewnętrznych dolegliwości czuję się świetnie - często biegam, skaczę, śmieję się.
Chciałabym zrobić tak wiele rzeczy przed swoją śmiercią... Tak wiele może mnie ominęło przez te lata - mam tego pełną świadomość, ale chciałabym, żeby chociaż na skraju urwiska zwanego życiem... Po prostu zanim potrafię jeszcze trzymać się liny obiema rękami i nie spaść w ciemność chcę żeby moje życie było barwne. Przynajmniej teraz.

*Luke*
Wszyscy siedzieliśmy w kaplicy. Postanowiłem poprosić Boga w którego wierzenie chyba niezbyt dobrze mi idzie o zdrowie dla Charlie. Ja, Beau, jego chłopak, mama, mama Charlie - wszyscy.
Myślałem, że kiedy tu wejdziemy będzie bił jakiś blask od ludzi, którzy przychodzą tutaj czy coś. Spodziewałem się, że zerkną na nas.
Ale oni spokojnie siedzieli w ciszy. Zrozumiałem w końcu o co chodzi - nawiązali połączenie z Bogiem, rozmawiają z nim.
Prawdę mówiąc jeszcze nigdy nie doświadczyłem rozmowy z Bogiem. Chyba wstyd przyznać, że jako chrześcijanin nie modliłem się za swoich bliskich. A może jednak? Sam już nie wiem, pewnie robiłem to codziennie, gdy byłem jeszcze mały.
O.K. czas odnowić relacje z Bogiem, pomyślałem i ukląkłem. Dziwnie było tak klęczeć przed figurką, która ukazywała Jezusa umierającego na krzyżu i błagać o pomoc dla dziewczyny podczas, gdy on chyba cierpiał bardziej od niej...
Nie mam pojęcia. Nie mam pojęcia o niczym Panie Boże, zacząłem, a słowa same mi się układały. Nie znam twojej historii, nie wiem przez co musiałeś przejść. Nie wiem przez co przechodzi Charlie, ale chcę błagać tylko o jedno. Panie Boże, z całego mojego serca proszę Cię, by Charlie nie umarła. By jakimś cudem wyzdrowiała i była moją dawną Miki Mouse. Amen.
Wstałem i bez słowa wyszedłem na korytarz. Co jeszcze mogę zrobić, prócz czekania na ostateczność?

*Patrice*
Wyszliśmy z kaplicy. Chłopcy szukali Luke ale nigdzie go nie było. Wiem, że to dziwne, ale czuję niepowtarzalną więź między naszą rodziną a rodziną Brooksów. Szczególnie teraz stali się bliżsi mojemu sercu.
Nie potrafię myśleć o niczym innym. Zadręczam się koszmarami o śmierci mojej malutkiej córeczki. Może gdybym nie kazała jej jechać...?
Szybko jednak odrzucam od siebie tę myśl. Gdyby Charlie nie przyjechała do Melbourne nie poznałaby tylu wspaniałych ludzi, a umierając byłaby samotna jak palec, bo ja nie potrafiłabym jej uszczęśliwić.
Gdy wychodzimy na świeże powietrze Gina łapie mnie za rękę i zatrzymuje chwilkę. Chłopcy jak na zawołanie wracają do środka. Teraz całe nasze życie kręci się wokół szpitala.
- Dobrze się czujesz? - pyta mnie, a ja przytakuję, ale po chwili wybucham płaczem.
Mama braci Brooks przytula mnie do siebie niczym małe dziecko i powtarza słowa ukojenia.
- Wiesz, że Charlie jest silna. Luke jest silny, Jai i reszta. My też musimy być silne. Dla nich, dla niej. - zrozumiałam.
- Dobrze, dobrze. - mój głos był roztrzęsiony. - Chodźmy do niej.

*Tom*
Wziąłem Daniela za rękę i weszliśmy na piętro. Chciałbym jechać windą, ale boję się, że wtedy potraktują mnie jak dzieciaka. Czasami mam wrażenie, że oni przede mną wszystko zatajają. Jedyne źródełko informacji to lekarze, którzy wyglądają tak jakby mieli mnie zabić już za to, że tutaj przychodzę.
Spojrzałem za siebie - mama i ciocia zatrzymały się przy schodach.
Spojrzałem na Daniela. Miał czerwony nos i mokre policzki - od razu wiedziałem, że płakał.
Podbiegł do nas Luke i schwycił mnie za rękę uśmiechając się gasnąco. On TEŻ płakał.
Przez sekundę zastanawiałem się gdzie podziewa się James i Jai, ale stwierdziłem, że lepiej nie zaprzątać sobie tym głowy zwłaszcza teraz, gdy jesteśmy o krok od drzwi prowadzących do pomieszczenia w którym znajduje się moja siostra.
Może i nie uwierzycie, ale teraz to ja czuję się bardziej odpowiedzialny i starszy od niej, chociaż Charlie ma prawie osiemnaście lat.
Łóżko było puste. Nie wiedziałem co to oznacza - czy Charlie wróciła do domu?
Mama głośno wciągnęła powietrze do płuc, a ciocia G. podtrzymywała ją, by nie upadła.
Po policzkach Luke popłynęły łzy.
Wyrwałem rękę z uścisku Skipa. Chyba nikt nie zwrócił uwagi, że wybiegłem z sali. Dopiero teraz mój umysł zarejestrował to, że prawdopodobnie Lie odwiedził Pan Bóg.
Biegałem od sali do sali. W sumie to nie wiem po co. Nie chciałem płakać, a musiałem coś zrobić, bo ból który towarzyszył mi przy stracie siostry był nieznośny - tak jakby od środka dziurkowano mi wnętrzności.
Jak wryty zatrzymałem się w drzwiach pokoju nr 1104. Na idealnie białym łóżku siedziała... Moja siostra! Czytała jakąś książkę i nawet nie zwróciła na mnie uwagi.
Rozbeczałem się w progu i powłócząc nogami wspiąłem się na krzesło, a potem na łóżko. Uśmiechnęła się promiennie na mój widok i objęła mnie ramieniem.
- Co tam młody? - zapytała, a ja jeszcze bardziej się rozbeczałem tak, że już nic nie widziałem. - Widzę, że smarki lecą ci aż uszami. Masz.
Podała mi paczkę chusteczek do nosa. Otarłem łzy i przytuliłem się do Miki Mouse. Przyjemnie było znów poczuć jak głaszcze mnie po plecach i lekko się śmieje podczas gdy ja ni potrafię się uspokoić.
- Mam nadzieję, że nie przyszedłeś taki kawał drogi sam. - to było ostrzeżenie - wyraźne.
- Mama, Daniel, ciocia i Luke są w twojej dawnej sali. - powiedziałem. - Myśleliśmy, że ty...
- Luke? - zdziwiła się marszcząc brwi. - Co on tu robi?
- Przyszedł razem z nami. - powiedziałem w biegu i pobiegłem po resztę, która zalewała się łzami.

- Ona żyje! - wykrzyknąłem, a wszyscy pobiegli za mną do sali 1104.

*Luke*
Ja wszedłem ostatni myśląc na poczekaniu co takiego mam powiedzieć.
Wszyscy rozgościli się wygodnie na krzesłach, a mnie pozostało stanie na baczność. To chyba najbardziej niezręczna sytuacja jaka mogła mi się przytrafić.
Nie wiedziałem co mam zrobić z rękami, więc machałem nimi na prawo i lewo unikając wzroku dziewczyny.
- Obiecaj mi, że kiedy Pan Bóg do ciebie przyjdzie opowiesz nam jak było u niego w domu. - poprosił Tom. Mimowolnie uśmiechnąłem się od ucha do ucha.
- Zdam was szczegółową relację. - obiecała jego siostra. - I wyślę wam pocztówkę. To będą takie moje wakacje, rozumiesz?
Rozumiał doskonale. Wszyscy rozumieliśmy. To będą jej wakacje. Wakacje, które się nie skończą.
- Czekaj, przynieśliśmy ci coś. - małe rączki powędrowały do torby trzymanej przez moją mamę. Z siatki wyjął czapkę beanie z uszami i założył ją na głowę Lie. - Teraz jesteś prawdziwą Miki Mouse!
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, nawet pani Mia, a Daniel wyjął aparat i zrobił jej zdjęcie.
- Dobra. - odezwałem się. - Zabieramy cię do domu. 


poniedziałek, 13 stycznia 2014

XXXI - Thieves

*Allan*
Czekam aż Jai odchodzi. Chyba nie jest pewny, czy ma iść do domu. Z nadzieją uświadamiam sobie, że być może myśli nad złożeniem wizyty u Charlie i idę za nim korytarzem. Nastolatek co chwila odwraca się by omieść mnie spojrzeniem pełnym... Nadziei?
W pewnym momencie zagapiam się i nie zauważam, że koleś idący przede mną zatrzymał się gwałtownie. Uderzam w niego.
Przez chwilę widzę jak na jego twarzy wędruje kpiący uśmieszek lecz powstrzymuje się i ledwo na mnie patrzy.
- Szukasz kogoś, chłopaczku? - zapytał, a ja już wiedziałem, że jeśli kiedykolwiek się jeszcze spotkamy nasze stosunki nie będą zbyt miłe.

*Luke*
Wciąż myślałem o dzisiejszej rozmowie z moim bratem. Tak, wybaczyłem mu. Ale nie zapomniałem. Nie chcę o tym zapomnieć.
Kiedy dzwoniłem do tego... Jak mu tam było? Alle? Nie znam go - doskonale o tym wiem i przez godzinę próbowałem przekonać brata, że to co robię, a raczej to co obaj robimy jest słuszne.
Dziwnie się czuję myśląc o uczuciach, którymi darzy on Charlie. Kiedy chociaż przypomnę to sobie do głowy wskakuje mi myśl, że będę się musiał dzielić Lie.
W zasadzie ona nie jest już moją dziewczyną... Ale nadal ją kocham.
Czy jeśli bylibyśmy nadal razem połowę swojego czasu dziewczyna poświęcałaby mnie, a drugą połowę Jaiowi? Czy Jai byłby też jej chłopakiem, mężem, a potem wszyscy mielibyśmy dzieci?


Wiem, że to co Jai czuje do mojej dziewczyny... Do mojej Charlie... To bardzo silna więź. Nie chcę porównywać jego miłości z moją, bo każda na swój sposób jest ogromna.
Więc czy nie powinien... Odstąpić Jaiowi Charlie?
Szczerze mówiąc mam nadzieję, że nie będę musiał tego robić. Że Jai zostanie w domu, że nadal będzie w The Janoskians. Że nadal będziemy braćmi.
Nie chciałbym być z nim skłóconym. Chciałbym cofnąć czas, ale nie potrafię. Chciałbym chociaż nie zobaczyć ich pocałunku.
Chciałbym, żeby Miki Mouse nie była chora...

*Jai*
Umówiłem się z Jamesem na zajeździe tuż obok szpitala.
Kiedy znalazłem się w umówionym miejscu zamarłem. Przede mną stało najprawdziwsze Lamborghini Avenatador Lp700-4 Wallpapers w kolorze pomarańczowym. O takim cacku nawet nie śniłem kiedy wydawałem zlecenie Jamesowi.
Zamiast pogratulować Jamesowi gustu ściągnąłem brwi i zmarszczyłem czoło.
- I co? - zapytałem z nieskrywana kpiną.
- To jest TO szefie. - zamarł w oczekiwaniu na moją reakcję.
- Bardzo dobrze, tak... - nagle orientuję się, że coś jest nie tak. - Masz papiery?!
James nerwowo przeszukuje kieszenie po czym szeroko się uśmiecha.
- Mam. - podaje mi lekko pognieciony kawałek papieru. Może i nie byłby on tak bardzo ważny gdyby nie to, że widnieje na nim wyraźnie, że samochód należy do Jaidona Brooks.
- Dzięki Bogu! - wślizguję się do auta i jeżdżę palcami po kierownicy.
Idealna, myślę i zaciskam na niej palce. Tak...
Wydaję z siebie przeciągłe westchnienie po czym zabieram się do sprawdzania reszty auta.
Wszystko działa jak należy, czyli nienagannie, więc tak jak obiecałem Jamesowi zapraszam go na przejażdżkę.
Wsiada, zapina pasy i uśmiecha się szeroko. A kiedy nie ruszam pyta:
- Co jest?
Zamarłem. Czułem jak brakuje mi powietrza. Nie miałem zamiaru wysiadać żeby odetchnąć. Przycisnąłem pedał gazu i ruszyliśmy.
Autko chodziło niczym marzenie - lekko mruczało, a gdy dodawałem gazu idealnie warczało.
Wyjechaliśmy na poboczną dróżkę.
- Myślisz, że mogę teraz dodać gazu? - zapytałem Jamesa. Skinął głową.
Obaj poczuliśmy wiatr, który wiał przez otwarte okno. Drzewa migały nam przed oczami, strzałeczka na liczniku rosła. Wspaniale.

*James*
- Myślisz, że zdążymy oddać go zanim ten facet wniesie oskarżenia? - zapytałem kiedy tylko zahamowaliśmy.
- Jeśli według twoich obliczeń jeszcze jest w biurze mamy szansę. - odpowiada Jai, a mnie jak zawsze przeszywają obawy, że ktoś nas złapie.
To jest ryzykowne - wiemy o tym. Dlatego staramy się wszystko robić niezauważalnie. Kradniemy auta wtedy, kiedy wiemy na 100 procent, że dana osoba będzie przez połowę dnia bardzo zajęta, a potem je oddajemy. W ten sposób mogliśmy odbyć przejażdżkę nawet na takich autkach jak Porsche
959 czy Ferrari 288 GTO. Te były dobre, ale najlepszy bez wątpienia jest Lamborghini. To Lamborghini, którym właśnie jechaliśmy, a które teraz Jai - mistrz kierownicy odstawia w to samo miejsce, co stało godzinę temu. Zazwyczaj nie mamy dłuższej przyjemności z jazdy - samochód trzeba odstawić na czas, albo do garażu, albo na wyznaczone miejsce. Jednak zawsze robimy to tak sprawnie, że nikt nawet się nie orientuje, że majstrowaliśmy nieco nad czyimś autem.
W zasadzie tylko ja i Jai decydujemy się na tak ryzykowne operacje. Wiemy, że w mieście jest też parę gangów, które "pożyczają", a potem nie oddają. Oni tak to nazywają, bo jest im łatwiej mówić o pożyczce niż o kradzieży.
Czasami - tak jak dziś dopadają mnie wątpliwości czy się wyrobimy z czasem. O ile łatwo jest takie cacko zwinąć sprzed nosa właścicielowi o tyle trudno jest przewidzieć jak tyka zegar.
Pamiętam, że raz tylko zdarzyło się, aby właściciel pięknego Chevroletu Camaro wyglądającego jak słońce przed przewidzianą godziną chciał wrócić do domu. Doskonale pamiętam jak podjeżdżaliśmy nim przed ośrodek szkoleniowy, gdzie został pozostawiony. Nie mam pojęcia jakim cudem tamtem gościu nie wezwał policji. Może to dlatego, że Jai potrafi dostatecznie dobrze kłamać i maskować emocje, a ja dorzuciłem coś o kradzieży i ratunku tego pięknego autka.
Nikt jednak nie wie, że to robimy...

piątek, 10 stycznia 2014

Liebster Awards number 2

wonderwall nominowała mnie do Liebster Awards. Jest to moja druga nominacja. Wielkie dzięki, że zauważasz jaki wysiłek wkładam na napisanie kolejnego rozdziału, który by spodobał się moim czytelnikom :)

PIERWSZA NOMINACJA

Soooo, zacznijmy!
Pytania od wonderwall:

1. Należysz do jakiś fandomów?
Tak, jestem Janoskianator, Arianator, Mahomie & Lawlorff :)

2. Jak masz na imię?
Wydaje mi się, że moi rodzice dali mi imię Weronika, ale dość często ludzie używają mojego przezwiska.

3. Jaki jest twój ulubiony owoc, warzywo?
To teraz taka ciekawostka - wiecie, że marchewka to ponoć owoc?
Moim ulubionym owockiem jest mrożona truskawka, a z warzyw najbardziej lubię sałatę lodową :3

4. Kogo uważasz za godnego naśladowania?
Szczerze mówiąc mało jest takich osób. Na pewno nie można ich zawsze naśladować. W ogóle nie przepadam za tym, żeby kogoś naśladować. Wolę brać kogoś za przykład, dążyć do tego, żeby być na "poziomie" (nie mam pojęcia jak to ująć) tej osoby. Na pewno możemy wziąć za przykład Beau, Jaia i Luke, którzy kiedyś byli zastraszani. Zrobili o tym TTT, jest nawet wersja po polsku. Oni pomimo tego wszystkiego nie załamali się i jeszcze pomagają innym i mają siłę, by wywoływać u nich uśmiech :)

5. Kochasz zwierzęta?
Uwielbiam je <3 Sama miałam kiedyś rybki, dwie papużki nimfy, żółwia, kotka bez oka, papużki nierozłączki. A, i jeszcze hodowałam pasikoniki czy coś xD Teraz mam tylko psa, ale kiedy jestem u mojej koleżanki kocham bawić się z jej kociakami ;)

6. Co sądzisz o YouTuberach?
Co sądzę... Myślę, że bez nich świat byłby nudny. Weźmy takie O2L czy Janoskians. Ja, np. kiedy się nudzę oglądam ich filmiki co bardzo poprawia mi humor :)

7. Masz twittera?
Twitterów to ja mam pełno. Wszystkie zakładałam mniej więcej gdy miałam 9/10 lat. Potem założyłam sobie takiego jednego, chyba z 1,5 roku temu i mam go do teraz. Dostałam follow od ludków zweryfikowanych <it's good>

8. Skąd czerpiesz inspirację?
To zależy do czego xD Rysuję - inspirują mnie inne rysunki, fotografie lub dziwne zdjęcia. Do pisania inspirację czerpię ze swojej głowy. Wszystko wymyśla się w mojej małej muzgownicy, a potem wychodzi na strony bloga c:

9. Twoje największe marzenie?
Chyba nie potrafię określić mojego największego. Wszystkie są marzeniami i chcę żeby wszystkie się spełniły. Chcę, np. spotkać O2L, Janoskians... Chcę zostać tatuażystą, chcę mieć tatuaże. Chcę jeździć na skuterze. Strasznie dużo tutaj tego *-*

10. Co byś zrobiła gdyby kosmici opanowali świat?
Pewnie wyszłabym na dwór i powiedziała im jak długo na nich czekałam, bo jako jedyny ufoludek na świecie strasznie tutaj było nudno :3

11. Do jakiego kraju byś się najchętniej udała?
Mam marzenie, żeby zwiedzić cały świat :) Więc I'm sorry :p

NOMINUJĘ:

Violetta Forever 
Moja pasja, moje hobby
You're my true love, my whole world
Lucy Blog

(Nominuję tylko te blogi, ponieważ nie czytam ich zbyt dużo)

Pytania ode mnie:

1. Jaka jest twoja ulubiona książka?
2. Jaki jest twój ulubiony film?
3. Jakie jest twoje motto życiowe?
4. Jakie miejsca chciałabyś/ chciałbyś zobaczyć?
5. Czy kiedykolwiek jechałaś na wielbłądzie?
6. Kiedy obchodzimy twoje urodziny/ imieniny?
7. Czy masz swoją ulubioną piosenkę?
8. Jak masz na imię?
9. Jakie miejsca chciałabyś/ chciałbyś zobaczyć?
10. Jaka jest najśmieszniejsza sytuacja, która przytrafiła ci się w życiu?
11. Jaki jest twój ulubiony/ ulubiona:
YouTuber/ ka?
Pisarz/ Pisarka
Bloger/ ka?
Piosenkarz/ Piosenkarka?
Malarz/ Malarka?

:)

XXX - Sophie, Allan, Bliźniacy, Mac i Ja

*Charlie*
Obudziłam się nazajutrz. Panował mrok pomimo wczesnej pory.
Ubrałam kapcie i ześlizgnęłam się ze szpitalnego łóżka. Sięgnęłam po szlafrok i przewiązałam się w pasie.
Na chwilę przystanęłam nasłuchując, ale nic prócz mojego ciężkiego oddechu nie mogłam usłyszeć.
Powolutku ruszyłam w stronę drzwi. Z każdym oddechem było mi ciężej iść, cokolwiek robić.
Nie chcę takiej śmierci, takiego życia, przemknęło mi po głowie. Chcę jeszcze coś zrobić, czegoś dokonać...
Trzymając się obręczy moje kapcie szurały po podłodze.
O tej porze wiele dzieciaków wychodzi i spaceruje po korytarzu. Prawie nikt nie potrafi tak naprawdę zasnąć. Zasnąć i nie obudzić się.
Mijająca mnie dziewczynka - Sophie, o ile dobrze pamiętam, spojrzała na mnie dyskretnie. Wiedziałam, że malutka przygląda mi się z uwagą starając się zapamiętać każdy szczegół mojej twarzy.
Uśmiechnęłam się do niej, lecz tak szybko jak tylko się pojawił mój uśmiech zgasł.
Ona jest taka malutka. Taka malutka... Taka drobna. Przed nią jeszcze parędziesiąt dobrych lat. Powinna umrzeć jako staruszka w ciepłym foteliku z pieskiem, który ogrzewałby jej zziębnięte nogi. Powinna móc doczekać się dzieci, wnuków.
Czy to całe życie my już przegraliśmy?
- Pograsz ze mną? - Sophie wyciągnęła do mnie swoją malutką rączkę. Jej ciemne oczy zamigotały w jasnym świetle.
- Jasne. - chwyciłam ją za rękę.
Dziecko zaprowadziło mnie do swojego "pokoju". Był zupełnie pusty, tak jakby nikt o niej nie pamiętał. Tak jakby nikomu już nie zależało...
Pokój przywodził na myśl smętne wspomnienia. Czy w takim pokoju warto umierać?, zapytałam siebie.

- Jak masz na imię? - spytała, kiedy wygodnicko ulokowałyśmy się obie na łóżku. Teraz już z nieudawaną ciekawością patrzała mi prosto w oczy. Minka chorej była bezcenna - tak jakby zobaczyła nową pluszankę.
- Jestem Charlie. - jak na wychowane panny przystało podałyśmy sobie ręce. Kiedy uścisnęłam jej rękę miałam wrażenie, że jeśli za mocno ją ścisnę jej drobne kości znikną.
- Lubisz się malować? - zapytała i już sięgnęła po swoje kosmetyki.

W czasie kiedy ja poddawałam się zabiegom pielęgnacyjno - upiększającym Sophie przeprowadzała ze mną wywiad.
- Ile ty masz lat Charlie? Czy masz siostrę? Albo brata? Gdzie spędziłaś ostatnie wakacje? Jak tutaj trafiłaś? Jaka jest twoja ulubiona książka? - zasypywała mnie pytaniami, a mnie coraz trudniej było na nie odpowiadać.
W końcu dziewczynka umilkła, a do pokoju wkroczyło całe stado lekarzy. Mnie wyproszono.

*Allan*
Pięknie! Jak zwykle jestem pierwszy poinformowany! O wszystkim, tak?!
Tego pięknego dnia byłem bardzo zdenerwowany. Już po przebudzeniu się wiedziałem, że coś jest nie tak. Że coś nie jest na swoim miejscu...
Około 11 rano zadzwonił do mnie telefon. O ile się orientuję był to mężczyzna. Mówił przez nos - może miał katar?
W połowie wypowiadanych zdań jego głos się łamał lub urywał tak, że ledwie zrozumiałem o co mu chodzi.
Dziewczyna którą poznałem - ta sama, która spacerowała z małym chłopczykiem jest ciężko chora. Leży w szpitalu.
Od razu popędziłem do drzwi nie zważając na pytania moich współlokatorów. To był odruch, taka reakcja jak ktoś cię uderza. Po prostu wiesz, że musisz się bronić.

W biegu zakładałem kurtkę. Dziś było trochę zimniej niż zwykle, chociaż świeciło słońce. Zastanawiało mnie jedno - kim był mężczyzna, który do mnie dzwonił?
Szybko jednak odgoniłem od siebie myśl, że to może być ktoś bardzo bliski dla dziewczyny. Przecież nic nie mówiła, że kogoś ma. Chyba, że nie chciała powiedzieć...
Chyba miałem ogromnego farta, że akurat autobus stał na przystanku. Szybko wgramoliłem się do środka i zająłem miejsce najbliżej drzwi.
Czułem jak autobus telepocze mną kiedy ruszyliśmy. Ale zawsze mam jakiś środek transportu. Gdyby nie te starocie miałbym pewnie parę dobrych kilometrów na butach.

Po godzinie jazdy zatrzymujemy się. Jako jedyny wysiadam. Nie to, że szpital jest opuszczony czy coś. Po prostu większość mieszkańców woli omijać takie miejsca szerokim, naprawdę szerokim łukiem. Ci, którzy przychodzą tutaj na wolontariat muszą mieć nieźle wolnego czasu - tak przynajmniej sądzą tutejsi.
Szpital jest przestronny, ale już od progu czuć tę wstrętną woń spirytusu i gazików. Nienawidzę tego. Mimo wszystko zmuszam się do powstrzymania odruchu wymiotnego i kieruję się w stronę recepcji.
- Przepraszam, szukam... - i w tym momencie uświadamiam sobie, że nie mam zielonego pojęcia jak moja koleżanka ma na nazwisko. Owszem, pamiętam jej imię, ale nie wydaje mi się, żeby mówiła coś o nazwisku.
Recepcjonistka patrzy na mnie podejrzliwie. Wyjaśniać jej wszystko i czekać na jej litość czy odejść?
Nerwowo zerkam na kobietę. Wydaje się dosyć rozumna - może zauważy moje dobre chęci?
- Pan chyba był tutaj wolontariuszem, prawda? - pyta mnie. W mojej głowie pojawia się zielone światełko. Postanawiam podchwycić temat.
- Tak, to ja. Chciałbym znów poczytać książki dzieciakom. - mówię modląc się w duchu, że przekonałem kobietę.
Jeszcze sekunda i z braku powietrza pewnie zemdlałym na miejscu. Jednak kobieta omiatając mnie ostatnim ostrzegawczym spojrzeniem kieruje mnie na 4 piętro. Jak mogę zauważyć jest to onkologia dziecięca.
Każą mi włożyć specjalne obuwie i strój, który wpija mi się w tyłek. Kiedy stawiam kroki buty strasznie piszczą, przez co dekoncentruję się na swoim zadaniu. Bo przecież mam odnaleźć Charlie.
Przejmuje mnie jakaś starsza pielęgniarka w takim samym brudnozielonym fartuchu co ja. Czy naprawdę musimy tak izolować się od chorych?
Zostanę odprowadzony aż do świetlicy. Pielęgniarka rzuca mi tylko krótkie:
- Chyba wiesz gdzie są książki, Kochasiu.
I znika. Momentalnie zostaję otoczony garstką dzieci. Czy już niedługo czeka je śmierć?
Znów staję tyłem do moich przemyśleń. Nie lubię ich. Wprost nienawidzę myśleć o smutnych rzeczach. Zawsze to mnie przytłacza.
Wymykam się pod pretekstem pójścia do toalety, ale obiecuję dzieciakom, że jak wrócę poczytam im trochę. Bo ja wrócę. Jeśli znajdę Charlie.
Kręcę się tu i tam po korytarzach. Wydaje mi się, że za każdymi drzwiami jest dziewczyna, ale nie mam tyle odwagi, by pukać do wszystkich drzwi. Chyba liczę na to, że niebawem ujrzę ją na korytarzu...
Odwracam się. Słyszę jak ten sam człowiek, który do mnie zadzwonił rozmawia z kimś. Tematem przewodnim jestem ja. Wbrew dobremu wychowaniu postanawiam podsłuchać trochę rozmowy.
- Jak myślisz, przyjedzie tu? - pyta ten pierwszy. Teraz uświadamiam sobie, że obaj to mężczyźni, a na dodatek mają strasznie podobne głosy.
- Nie mam pojęcia. - odpowiada słabo ten drugi. - Mam nadzieję, że tak. Ona musi mieć w kimś oparcie.
- Myślisz, że to będzie właśnie on?
- Tak, tak myślę. Wierzę w to.
- Ale skąd możesz mieć pewność, że są przyjaciółmi? Przecież nic o nim nie wiesz, a sama Lie zna go ledwie parę dni! - za ścianą słychać szuranie. Jeden z mężczyzn wstaje i przebiera nerwowo nogami.
- Słuchaj Jai. Ja to wiem. Po prostu czuję to. Charlie nie może mieć we mnie oparcia. Z resztą to juz nie ważne. Ja jestem krzyżykiem.
- I nie liczy się to, że nadal ją kochasz?
- Teraz już nie. Nie po tym co zrobiłem. Co zrobiliśmy razem. - wzdycha. - Jai, jak to jest możliwe?
- Zawsze podobały nam się te same dziewczyny. - przypomina mu owy Jai.
- Tak, ale nigdy... No wiesz. - na chwilę obaj milkną.
- Nie chciałem tego Luke. Naprawdę.
- Wiem o tym.
- To jest silniejsze ode mnie. Na początku to powstrzymywałem, miałem nadzieję, że minie.
- Ale nie minęło. - dokończył.
- Zrobiło się coraz gorzej. Chyba... Chyba chciałem unikać jej. No i trochę ciebie. Nie miałem ochoty słuchać o tym, jak to mówisz, że układa wam się cudownie. A potem bum. - mówił smutno. - Zniszczyłem coś wspaniałego i nie wybaczyłbym sobie, gdybym tego nie naprawił.
- Jai... - osłabiony Luke próbował zaprotestować.
- Chyba oszalałem, ale... Chcę tego. Chcę żebyś był szczęśliwy. I żeby ona była szczęśliwa.
- Nawet kosztem twojego szczęścia? - zapytał. Teraz rozróżniam, który do mnie zadzwonił. Luke.
- Wyjadę. Po tym jak wyjdziesz, że szpitala. Ale... Chciałbym, żebyś informował mnie o stanie jej zdrowia.
- Rozumiem. - kiedy Jai zbierał się do wyjścia Luke zatrzymał go jeszcze przez chwilę. - A jeśli ona byłaby szczęśliwsza z tobą?
Powoli wszystko trawiłem.
- Tak nie będzie. To ty jesteś jej źródłem. Tylko ty.
- A inni? - zapytał niedowierzająco.
- Myślę, że inni są na innym planie. A na pewno ja. Ja jestem na pewno na końcu. I niech tak pozostanie.
Rozległy się dźwięczne kroki. Podbiegłem do wózka na którym stał obiad i udawałem, że nic nie słyszałem. Po chwili owy Jai wyszedł z sali. Miałem sekundę na zmierzenie go od stóp do głów.
Był o paręnaście centymetrów wyższy ode mnie. Na głowie miał szary kapelusz, w uszach kolczyki. Spod kapelusza wystawały kręcone włosy.
Chłopak wywarł na mnie ogromne wrażenie schludnego, trochę roztargnionego nastolatka. Nie mam pojęcia ile ma lat.

*Charlie*
Nie spodziewałam się, że w tak trudnych chwilach poznam kogoś. Kogoś podobnego do mnie. Kogoś, kto mnie rozumie, bo jest w podobnej sytuacji.
Mac.
Natknęłyśmy się na siebie przy wejściu.
Mac nie jest zakompleksioną nastolatką myślącą tylko o makijażu. Zupełnie tak jak ja, kiedy jeszcze Ariana nie przebrała mnie za żywą lalkę - pomyślałam.
Ku mojemu zdziwieniu Mac przysiadła się do mnie i zaczęła rozmowę.
Na początek się przedstawiła, a gdy ja oswoiłam się nieco z sytuacją zaczęłam również i ja mówić. Po skończonym obiedzie poszłyśmy do pokoju Mac (czyt. Mag). Nie był przyozdobiony. Wywnioskowałam, że dziewczyna dopiero tutaj trafiła - być może dziś rano lub w nocy.
Obie czekałyśmy na coś w milczeniu. Nie czułam się skrępowana ciszą. Tak było nam łatwiej. Tak było lepiej.
Od czasu do czasu miałam odwagę zerknąć na Mac. Jest uroczą, młodą dziewczyną. Z tego co mówiła na stołówce zapamiętałam, że pochodzi z Florydy, a jej prawdziwe imię to Emily Da Van Goht Cosmet De La Porshe. Chyba zmieniła imię. Nie mam pojęcia po co.
Mac też zerka na mnie. W pewnym momencie zauważam w końcu, że ma piękne niebieskoszare oczy. Zawsze o takich marzyłam.

Mac kładzie się na swoim łóżku. Obserwuję ją. Nikt nie ma tyle siły, żeby coś powiedzieć. Męczy mnie tylko jedno pytanie - jak bardzo wszyscy, którzy dowiadują się tutaj o swojej chorobie muszą cierpieć i jak Mac to zniosła? A może jeszcze wszystko przed nią...
______________________________________________________________________________
Charakterystyka postaci:

Emily Da Van Goht Cosmet De La Porshe (Mac)
18latka. Pochodzi z Florydy. Ma szaroniebieskie oczy. Zmieniała nazwisko. Jest sierotą, przez większość swojego życia pracowała dla swojej ciotki. Zachorowała na raka. Jest homoseksualna. Bratnia dusza Charlie.




poniedziałek, 6 stycznia 2014

Muszę się czymś wspaniałym pochwalić... JEŻY MARIUSZ DOSTAŁAM FOLLOW OD JAMESA KNVKDBKDBDKVB

Dzisiaj, ok. godziny temu (tak długo się otrząsałam?!) JAMES YAMMOUNI MNIE FOLLOWNĄŁ NA TWITTERZE!
Trzeba było RT posta jeśli podoba ci się jego DM. Zrobiłam to i napisałam "Please follow me James", a potem poszłam oglądać Igrzyska Śmierci.
Spokojnie wchodzę sobie na twittera i otrzymuję od paru osób gratulacje. Nie wiem co się dzieje. Z niewielką nadzieją oglądam swój profil i widzę to:


Ale to jeszcze nic nie znaczyło. Wchodzę na profil Jamesa i widzę TO:


HeartAttack na miejscu, zgon, zawał. Skaczę, krzyczę, zalewam się łzami. Moja mama tys. razy pyta się co jest grane, a ja leże na podłodze i ściskam mojego laptopa.
Godzinę próbowałam się otrząsnąć, przynajmniej sprubować uspokoić moje ręce, ale nie dało się! Adrenalina, niedowierzanie. Boże to naprawdę się dzieje?

TAK WIĘC STWIERDZAM, ŻE ROK 2014 BĘDZIE NAJLEPSZY I WYJĄTKOWY! JUHU!
WIEDZIAŁAM, ŻE TEN ROK BĘDZIE INNY! MIAŁAM TAKIE UCZUCIE!

A komuś z was udało się zdobyć follow od Jamesa? *-*
#WARIATKA #SIĘ #CIESZY #NIE #ZMĘCZONA #ZGON X 10000000000 #ZAWAŁ #UMARŁA

W skrócie nadal się trzęsę jak galareta, latają mi ręce i nie mam pojęcia jak wam wytłumaczyć jak wiele takie "głupie" follow dla mnie znaczy ;-;

piątek, 3 stycznia 2014

Dlaczego Luke idzie na wojnę?

Pewien Anonim zadał tutaj bardzo mądre pytanko - dlaczego jeden z bliźniaków idzie na wojnę...
Przypuszczam, że to był chory wymysł mojej szalonej wyobraźni, który po prostu nie miał co wymyślić, a chciał "udramatycznić" sytuację.
Jest też inna opcja - Luke uczęszczał do szkoły wojskowej, która była wysyłana w podróż do krajów walczących.
Chyba jednak to opcja pierwsza...
Więc przepraszam za tamten wymysł, niestety nie mam ochoty go usuwać :)
Niech więc pozostanie już ta wojna, niech Charlie robi to co ma zrobić i tyle.
Przypuszczam, że za mniej więcej miesiąc kończę opowiadanie. Zauważyłam, że prawie nikt go nie czyta, a przynajmniej nie zostawia komentarzy, co jest dla mnie bardzo ważne jeśli widzę, że tutaj byliście ;)