niedziela, 29 września 2013

XXIII - Ile jeszcze...?

*Charlie*
- Gdzie ty mnie prowadzisz? - zapiszczałam kiedy Luke schwycił mnie za rękę i przesłonił oczy. Zupełnie nic nie widziałam!
- Zobaczysz. - zaśmiał się i dalej prowadził mnie po jakimś piaszczystym wzniesieniu. - Otwórz oczy. - szepnął.
Widok był nieziemski. Plaża, zachód słońca... Czego chcieć więcej?
- Pięknie tu jest. - wyszeptałam siadając na jeszcze gorącym piasku. Luke poszedł w moje ślady.
- Czy to jest nasza pierwsza randka? - zapytał nagle. Zastanowiłam się chwilę.
- Można to tak ująć. - wyszczerzył się od ucha do ucha po czym objął mnie ramieniem.
- Chciałbym ci coś dać. - wystawił przed siebie zamkniętą dłoń. Bez słowa wyciągnęłam po owe coś rękę. - Chciałbym, żebyś to miała.
Zerknęłam na owy przedmiot. Był to delikatny wisiorek w kształcie jajka.
- Otwórz. - rozkazał Brooksy.
W środku było malutkie zdjęcie Luke. Spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
- Chciałbym, żebyś zawsze o mnie pamiętała. - wyszeptał. Ukryłam twarz w jego ramieniu.
- Nie zginiesz tam Luke. Przyjedziesz tutaj i nic ci się nie stanie. Rozumiesz? - rękami objęłam jego twarz i złożyłam na jego ustach pocałunek. Uśmiechnął się.
- Rozumiem. Ale mogłabyś częściej mi to mówić z "efektami specjalnymi". - zaśmiałam się. Zawsze dowcipny! - No, wstawaj!
Podał mi rękę i pomógł się podnieść.
- Gdzie znowu mnie ciągniesz? - zapytałam wzdychając ciężko i powłócząc nogami. 
- Nie marudź tylko chodź. - stanęliśmy na brzegu morza. Zdjęłam buty i zanurzyłam stopy w lodowatej wodzie.
Brr! Ale takie orzeźwienie się przyda.
Luke stanął za mną i przytulił mnie od tyłu. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Oboje rozłożyliśmy ramiona kiedy zaczął wiać wiatr.
Mmm! Titanic! - krzyknął Brooksy. Wybuchnęłam śmiechem. - A teraz do wody!
Zaczęłam się wyrywać piszcząc i mówiąc, że nie chcę. Luke mocno trzymał mnie w ramionach.
- Nie puszczę cię. - cmoknął mnie w policzek.
- Ale nie wrzucisz mnie? - upewniłam się.
- Nie wrzucę. - obiecał.
*Beau*
Dzień spędziłem na basenie - najpierw sam. Jednak potem dołączył do mnie Jai.
- Jak się trzymasz? - zapytałem w przebieralni.
- Trzeba iść przed siebie Beau. - powiedział po czym westchnął. Przypomniawszy sobie o czymś odskoczył do tyłu i spojrzał na mnie. - I jak? Udała się randka?
W pierwszym momencie nie wiedziałem co powiedzieć. To przecież nie była zwyczajna randka...
- Chyba dobrze... Była bardzo ładna. - dodałem szybko.
Jai spojrzał na mnie po czym powiedział:
- Beau. Przede mną nie musisz kłamać. Widziałem cię z tym kolesiem.
No to klops.
- Widziałem jak się całowaliście. - zaczerpnął oddechu. - Jak wolisz facetów to powiedz to wszystkim. Ukrywasz to tak jakbyś się wstydził własnej orientacji.
Na chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami, a w gardle urosła wielka kula. Jak on? Dlaczego? Śledził mnie?
*Luke*
Kiedy wróciliśmy Lie zabrała się do książki, a ja oglądałem przy niej telewizję. Swoją drogą dziwię
jej się, że nie przeszkadza jej warkot telewizora...
Nagle, zupełnie znikąd z nosa Charlie zaczęła kapać krew wprost na książkę. Sięgnęła po chusteczkę.
- Wszystko w porządku? - zapytałem odkładając książkę na bok i obejmując Lie ramieniem.
- Tak, tak. - odpowiedziała bez przekonania przyciskając chusteczkę do noska. Zauważyłem, że dziewczyna ma też parę siniaków na ramieniu.
- Co ci się stało? - spytałem lekko zaniepokojony. Charlie wzdrygnęła się i przez dłuższą chwilę słychać było tylko nasze oddechy.
- Ch... Chyba się uderzyłam.  wyjąkała niepewnie. - Luke, niedobrze mi.
Pobiegła do łazienki, a ja jak piesek na sznurku za nią. Była strasznie blada - jak wampir.
Pogłaskałem ją po głowie.
- Spokojnie, już spokojnie. - mówiłem do niej kojącym głosem.
- Luke...? - powiedziała cicho. - A jeśli coś mi jest?
Przeraziła mnie myśl, że mojej księżniczce mogłoby się coś stać. Odruchowo sięgnąłem po jej dłoń.
- Dość często pojawiają się u mnie siniaki. - ciągnęła dalej. - Jestem strasznie blada.
- Luke, co się ze mną dzieje? - wyjąkała w końcu, a ja przestraszony nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi na jej pytanie.
*Gina*
Zebrało się liczne grono - Ja, Luke, Jai, Ariana, Doctor z całą rodziną, Beau, koledzy chłopców, brat Charlie, Daniel, Veronica, James... Byli wszyscy.
- Nie zabiorę was wszystkich na raz. - oznajmiłam wkładając na siebie ciepły sweter. Charlie była gotowa do wyjścia...
Wyglądała bardziej krucho niż zwykle - była cała blada i ledwo trzymała się na nogach. Podtrzymywana z obu stron przez bliźniaków dotarła do samochodu. Luke jako jej stały opiekun zapiął jej pasy. Jai usadowił się na tylnym siedzeniu. Mieliśmy jeszcze jedno miejsce...
Przybiegł jakiś chłopak. Miał kręcone włosy, jasną cerę... Pytał co się stało, a potem zabrał się z nami. W drodze opowiadał nam, że jest kolegą Lie i jak się poznali.

Przybyliśmy na miejsce. Każdy uwijał się jak mógł - to tutaj coś poprawić, pobiec do recepcji... Dostaliśmy nawet wózek, by dziewczyna tak bardzo się nie przemęczała.
Najpierw skierowano nas na pobranie krwi. Widziałam jak bardzo Mia nie znosiła igieł i jak przymykała co chwilę oczy i spazmatycznie oddychała.
Kiedy było już po wszystkim obejrzał ją doktor. Poczciwy staruszek u którego zawsze się leczymy badał dziewczynę, aż do skutku.
- Niestety na razie nic. Czekamy na wyniki badania krwi. - orzekł  końcu, a my opadliśmy zdenerwowani na krzesła.
- Ile jeszcze? - mówił do siebie zdenerwowany Luke. - Czy oni nie mogą wcześniej?!
Nie mogą syneczku... Niestety. 

sobota, 28 września 2013

XXII - Cisza

*Charlie*
- Zrób do tyłu krok! A do przodu zrób dwa! I rozejrzyj się w bok, przyjaciela już masz! - wydzierał się Luke. I tak było od samego rana.
- Luke! - prosiłam raz za razem ale to nie pomagało.
Stał na środku pokoju wywijając nogami i śpiewając wciąż tę samą piosenkę.
Kiedy w końcu łaskawie przestał śpiewać klęknął przede mną i wpychając swoją głowę pomiędzy moją, a lekturą którą właśnie czytałam popatrzał mi w oczy.
- Czyli jesteśmy oficjalnie parą? - spytał uśmiechając się zawadiacko. Przygryzłam dolną wargę, a Luke wykorzystał moment i pocałował mnie czule w usta. Nie byłam do tego przyzwyczajona - w końcu dopiero 36 godzin temu wyznałam mu prawdę...
- A chciałbyś? - zapytałam, bojąc się odpowiedzi. Cmoknął zniecierpliwiony.
- To zależy czy ty byś chciała...
- Chcę.
Oboje uśmiechnęliśmy się, a ja odgoniłam Luke na bok - ważniejsza jest moja "edukacja".
*Luke*
- Co czytasz?
- Luke... - powiedziała lekko zniecierpliwiona.
- Co? - miałem dzisiaj dobry dzień. No i - nie ukrywam - liczyłem, że dane mi będzie pójść z Charlie na pierwszą randkę. Ale taką prawdziwą randkę.
- Proszę cię... Już kończę rozdział!
- A potem masz następny i następny i jeszcze jeden! - kategorycznie odmawiałem dalszego siedzenia w domu. Moja dziewczyna (kurczę, świetnie jest użyć tego słowa) oderwała wzrok od koślawych literek wydrukowanych na papierze i z hukiem zamknęła kolejny tomik "Zmierzchu".
- Skończyłam. - oznajmiła i sięgnęła po pilot od telewizora.
- O nie! - wprost wyszarpałem jej tego cholernego pilota i zawlokłem aż pod same drzwi wejściowe.
Poczekałem, aż dziewczyna ubierze swoje podniszczone trampki i wybiegliśmy trzymając się za ręce.
Kupić Lie nowe trampki, zanotowałem w pamięci pierwszą rzecz do zrobienia jako chłopak. Jakie to dziwne uczucie mieć dziewczynę po tylu latach...
- Luke! - Charlie pomachała mi przed nosem ręką. - Ziemia do Luke, żyjesz?
- Tak. Żyję, żyję.
- Więc gdzie mnie ciągniesz? - uśmiechnąłem się mimowolnie.
- Zobaczysz.
_________________________________________________________________________________
Przepraszam, jeśli cyfry itd. są źle napisane... :)

czwartek, 26 września 2013

Zapowiedź - Super, co nie?

*Charlie*
Cały czas nie dociera to do mnie. Czy to naprawdę możliwe?
Wojna... Ludzie będą ginąć. A w tej całej rzezi Luke...
Nie, to tylko sen, myślę. Tylko sen... Głupi sen. Czy noc nie mogła wybrać innej zakładki? Nie mogła.
Do rana pozostało jeszcze tylko kilka godzin. Luke śpi niespokojnie przytulając mnie ręką do swojej nagiej piersi. Słyszę jak pracuje jego serce... Czy kiedykolwiek mogłoby przestać bić?
Kiedyś dostałam SMS-a od Brooksa - "Moje serce bije tylko dla ciebie".
W takim razie Luke... Moje bije tylko dla ciebie.
Postanawiam nie wzruszać się przy każdej możliwej okazji - muszę sprawić, by Luke poczuł, że ma do czego wracać. Bo przecież wróci...

Rano staram się zachowywać pozory. Make - up, ubrania i poranna toaleta.
Wygląda w miarę normalnie, myślę i postanawiam pokazać się ludziom.
Luke dopiero się obudził. Przyciąga mnie jedną ręką do siebie i daje buziaka w policzek. Chciałabym
mu krzyknąć "Nie traktuj tego wszystkiego jak drogi do grobu!", ale nie ma odwagi.
*Jai*
Przy śniadaniu wszyscy jesteśmy przybici - w większości tą wojną. Mój mały braciszek... Właściwie mój starszy braciszek... Na wojnie? Nie, to nie jest możliwe. On nas wkręca.
Ta... Chciałoby się. Irak. Potężna walka.
Już nie przejmuję się Arianą i Nathanem chociaż dalej boli. Trudno. Trzeba iść dalej. Tak myślę.
*Luke*
Wszyscy nie jesteśmy w dobrych humorach. I chociaż Lie stara się o "porządek" to i tak jej to nie wychodzi. Dlaczego nie mogę się nią nacieszyć? Teraz kiedy właśnie powiedziała mi to magiczne słowo, teraz kiedy jest tylko moja...

Teraz już nikt nie chce udawać, że nic się nie stało. Nawet Lie zrezygnowała z "codzienności" i siedzi z nami w ciszy w gościnnym. Nic nie robimy. Tak jest chyba najłatwiej. Bo co mam im mówić?
"Mamo... Idę na wojnę. Super, co nie? Będę walczył, oglądał jak leje się krew. Będzie rzeka krwi! Tak jak w tych grach, wiesz? I ja się z tego cieszę. No, bo w końcu was zostawiam! Ciebie, Jai, Beau no i Charlie... Jamesa i Daniela. W końcu ty tylko wojna, tylko śmierć... Czym się tak przejmować? Za miesiąc mnie już tu nie będzie - najpierw przejdę szkolenie, a potem to już wiadomo. Podzielacie mój entuzjazm, prawda?"
To bez sensu...

XXI - To chyba tylko tyle mi pozostało.

*Charlie*
Wróciłam do domu przedtem odprowadzając JJ do rodziców.
- Odprowadzę cię. - zaofiarował się Allan. Była to niespodziewana propozycja z jego strony lecz zgodziłam się. - Lubisz muzykę? - spytał po chwili namysłu.
- Jeśli poprzez słowo "muzyka" masz na myśli dobrą muzykę godną słuchania, to tak. - nieco się speszył, więc posłałam w jego kierunku przyjazny uśmiech. - Robisz muzykę?
Uśmiechnął się pod nosem nic nie mówiąc. Przyjęłam to jako tak.
- Pokażesz mi? - poprosiłam, a ten zaczął nucić kawałek nieznanej mi piosenki. Jego głos rozpływał się w uszach i szczelnie wypełniał każdy zakątek świata. Czułam to.
Nie mogłam uwierzyć, że na świecie istnieją tacy ludzie - ludzie o tak wielkim talencie.
Tego się nie da opisać.
Nawet nie zauważyłam kiedy skończył śpiewać i bacznie spoglądał na mnie wyczekując mojej reakcji.
- Jeśli dostanę zawału z powodu twojego talentu chcę żebyś zaśpiewał na moim pogrzebie. - Allan wybucha śmiechem.
- Myślałem, że ci się nie podoba. - robi minę typu "Aha. Ile razy jeszcze nie będę rozumiał dziewczyny" po czym znów wracamy na trasę Spacer - Dom.
*Jai*
Dostałem SMS-a od Ariany. Mamy się spotkać w "Gorących Piaskach" za pół godziny. Miała poważny ton głosu... Tak jakby chciała mi coś ważnego powiedzieć.
- Ok, będę za dziesięć minut. - wiem, że to nie jest możliwe szczególnie teraz kiedy Beau wyskoczył gdzieś na randkę, ale... Muszę tam dotrzeć.
W pośpiechu zbiegłem po schodach i zamiast moich butów założyłem trampki mamy. No pięknie... Pięć kolejnych minut życia straconych!
Wróciłem się także po kurtkę, bo jak się okazało dzisiaj pogoda niezbyt dopisała.
Spotkałem także Miki Mouse z jakimś facetem - a co mi tam. Teraz nie mam czasu się tym przejmować.
Gnałem ile sił w nogach na miejsce błagając w myślach by mój kochany braciszek był na randce tam gdzie zawsze - McDonald.
Nie pomyliłem się. Siedział i zajadał się swoim hamburgerem.
Kiedy już miałem poprosić go by zawiózł mnie do "Gorących Piasków" moje oczy zobaczyły coś... Absurdalnego.
Beau Peter Brooks podniósł się z krzesła i wpił się w usta jakiegoś kolesia. Całowali się namiętnie.
Jedni ludzie uciekali w popłochu, inni zostawali i robili zdjęcia.
Rozumiem, że Beau jest zboczony, ale czy jest gejem? Czy aby na pewno znam swojego brata na tyle dobrze by poznać jego orientację seksualną?
Nie mogę teraz mu powiedzieć, pomyślałem, a nogi już poniosły mnie tam gdzie czekała na mnie Ari.
*Ariana*
W końcu jest... Spóźniony, cały zlepiony potem... W dodatku śmierdział!
Ucieszył się na mój widok. No tak, on jeszcze nic nie wie...
Podniosłam rękę by pokazać mu gdzie siedzę. Chciał mnie pocałować, ale sprytnie się wymknęłam.
- Chciałaś ze mną pogadać. - zaczął niepewnie przyglądając się moim reakcją.
- Tak. - potwierdziłam. - O nas, o naszym związku.
Mówiąc to gestykulowałam.
- Ok, słucham co mi masz do powiedzenia. - założył ręce za głowę i siedział w milczeniu.
Był wyraźnie szczęśliwy, a ja miałam za chwilę to popsuć.
- Chodzę z Nathanem. - wyjawiłam po chwili nie owijając w bawełnę. Sekundę potem zabrałam swoje rzeczy, wyjęłam banknot odpowiadający sumie mojego zamówienia i uciekłam.
Jai nawet nie próbował mnie zatrzymywać - dobrze, że tego nie robił. Bolałoby jeszcze bardziej. Nie potrafię zrywać...
- I jak? - spytał Nathan kiedy zobaczyłam go opierającego się o srebrne volvo.
- Chyba dobrze. - uśmiechnęłam się i razem z moim osobistym Bogiem Seksu wsiedliśmy do auta.
*Beau*
Wróciłem do domu. Wow. Chyba nigdy wcześniej nie czułem czegoś równie... No, chodzi mi o motylki w brzuchu... Ale... Całowałem się na pierwszej randce?
- Beau, to było coś. - powiedziałem sam do siebie.
Przekręciłem kluczyk w drzwiach i wszedłem do środka. Ogarnęło mnie ciepłe powietrze.
- Tak jak zawsze. - mruknąłem rozwiązując sznurówki moich vansów.
Zawiesiłem swoją kurtkę na haczyku jak najciszej, modląc się by podczas mojej wspinaczki po schodach nic nie zakłóciło spokoju. Miałbym nieźle przerąbane gdyby mama zobaczyła o której tak naprawdę wróciłem.
- Beau Peter Brooks! - usłyszałem za swoimi plecami. - Gdzieś ty się tak długo podziewał?
Ta sytuacja przypominała mi trochę Harrego Pottera - mama Rona krzyczy na niego (Gina), a ja to
Ron.
Powoli się odwróciłem. Ukazała mi się postać mojej rodzicielki - czarne, przetłuszczone włosy, zaspane oczy...
Ubrana była w szlafrok w grochy który dostała od nas pod choinkę rok temu oraz takie same kapcie.
No to już po mnie, pomyślałem i posłusznie skierowałem się do kuchni, gdzie jak zwykle mama prawiła mi wykłady na temat spóźniania się.
*Jai*
Wróciłem do domu (no cóż) cały schlany aż po uszy. Nie wiem po co mi to było, ani jak dotarłem właściwie do tych drzwi. Wiem tylko tyle, że gdy się położyłem wrócił Beau.
Nasłuchiwałem.
- Z twoim bratem dzieje się coś niedobrego. - powiedziała moja mama, a ja już mogłem sobie odpuścić tajemnice.
Beau wydębi ode mnie wszystko czego będzie chciał.
- Sądzisz, że to...? - mój starszy brat miał podekscytowany głos.
- Tak. Wszędzie o tym piszą.
No jasne! Nawet się w spokoju rozstać nie można, bo już gazety posiadają nagłówki "Jai + Ariana - Zerwanie.
- Pójść do niego? - zapytał Beau. Nie, błagam, nie. Chcę odpocząć.
W głowie mi łupie tak strasznie, że po tej myśli zasypiam.
*Charlie*
Wróciłam chyba najwcześniej z całej naszej gromady. No tak. Gina będzie się martwiła.
Nie zaskakuje mnie wcale wiadomość, że Beau wrócił około pierwszej nad ranem tak samo jak Jai.
A gdzie jest Luke?, pytam siebie w myślach.
Mój przyjaciel nie pojawia się tej nocy, przez co zaczynam się martwić.
A może mu się coś stało?
Wszystkie moje wątpliwości uciekają kiedy nad ranem pojawia się u mych stóp Lukey.
- Gdzieś ty był?! - pytam z wyrzutami gotowa do "skoku".
Widzę, że Brooksy jest półprzytomny. Zapalam lampkę nocną i widzę jak ten przewraca się na ziemię.
- Luke! - krzyczę. - Pomocy! Gina! Chłopaki!
Matka Brooksów przybiega najwcześniej. Obie wleczemy chłopaka na moje łóżko i sprawdzamy czy żyje.
Jest tylko pijany. No tak, już drugi. Jaki brat taki brat, myślę sobie pomagając Ginie zdjąć z niego buty i kurtkę.

Popołudniu dwa nasze śpiochy się budzą. W kuchni pojawiają się dwa potwory zupełnie niepodobne do bliźniaków.
- Dzień doby! - woła Gina, a potwór imieniem Jai przeciąga się ospale.
- Co na śniadanie? - pyta, a my wskazujemy na zegar. Obu otwierają się oczy tak jakby miały zaraz wypaść z orbit.
- Mój biedaku. - Gina przytula Jai, a ja mam wrażenie, że Luke czuje się zazdrosny (czyt. mega zazdrosny). Postanawiam trochę polepszyć mu humor i posyłam w jego stronę przyjazny uśmiech.
- Hej. - mówię bez przekonania, a on tylko kiwa mi głową. Co jest?

Przez całe popołudnie mojego przyjaciela coś męczyło. Widziałam to w jego oczach. Dlaczego mi nie powie? Przecież zniosę nawet najgorszą prawdę byleby mnie już nie trzymał w tej niepewności!
Ale on postanawia inaczej. Kiedy idę spać Lukey przychodzi do mnie i kładzie się obok mnie.
Stykamy się nosami - tak blisko siebie się znajdujemy. Pomimo tego nie mam ochoty przerywać tej chwili.
Luke zaczyna mnie całować. Cały czas obchodzi się ze mną niezwykle delikatnie.
*Luke*
Otwieram oczy i lekko się uśmiecham. To chyba tylko tyle co mi pozostało. Widzę, że na twarzy Charlie też pojawił się uśmiech. To dobrze. Chciałbym, żeby miała ze mną miłe wspomnienia.
Siadamy na łóżku, a ja czuję, że powinien teraz jej powiedzieć. No dalej!
- Charlie... - zaczynam niepewnie. - Musimy porozmawiać.
Patrzę jak moja przyjaciółka podciąga kołdrę pod brodę, ale zgadza się mnie wysłuchać. Chciałbym wziąć ją za rękę i potrzymać, ale czuję, że to nie byłoby dobre.
- Muszę iść... - przełykam głośno ślinę, a ona by dodać mi otuchy łapie mnie za rękę. - Na wojnę.
Te słowa nie budzą w niej żadnych uczuć. Jakby nie wiedziała co to oznacza.
A potem widzę jak w jej twarzy pojawia się ta znajoma kreska pomiędzy brwiami i jak wydyma usta w protestanckim "Nie!".
- Przepraszam. - wyjąkałem tylko, a ona przytula się do mnie z całej siły. - Przepraszam.
Po moich policzkach spływają łzy. Charlie nie płacze, ale drży.
Nagle odsuwa się ode mnie i kładzie mi swoją dłoń na policzku.
- Kocham cię. - wyjąkała, a przez mój szloch przebił się nikły uśmiech.
- Ja ciebie też kocham. 

czwartek, 19 września 2013

XX - Ten Obcy

*Charlie*
Nie opuszczają mnie moje obowiązki - w prawdzie państwo Iwan dużo czasu stracili na odwiedzanie mnie, ale mam przecież pracę!
Otworzyłam drzwi do ich domu. Panowała tam cisza.
- Nic się nie zmieniło. - mówię sama do siebie i zdejmuję cicho buty rozglądając się po domu.
- Ha-lo... Jest tu kto? - skrzypnęły schody, ale nikogo na nich nie było. - Ktoś tam jest?
Dobra. To nie jest śmieszne...
Udałam się do pokoju małego JJ. Po drodze zaglądałam do pokoi i sprawdzałam gdzie cała rodzinka się podziewa...
Lekko pchnęłam drzwi. Moim oczom ukazał się jakiś dorosły chłopak oraz mój podopieczny. Coś zatrzymało mnie na progu.
Nieznajomy stał do mnie tyłem i chyba nie zauważył, że go obserwuję.
Chłopaki bawili się klockami - układali je i burzyli. Co chwila słychać było radosny śmiech i znajomy pisk JJ.
Odchrząknęłam. Chłopak podskoczył i niepewnie odwrócił się w moją stronę. Natomiast JJ przybiegł do mnie i utulił się do moich kolan.
- No już, już. - odciągałam go od siebie, a potem podniosłam na ręce.
- Ti-ti! Ti-ti! - wykrzykiwał. - Przysła! Przysła!
Uciecha malutkiego nie zrobiła na mnie większego wrażenia - już przecież go znam.
Nie odrywałam oczy od nieznajomej twarzy, a tamte oczy nie odrywały wzroku ode mnie.
Wstał. Był ode mnie wyższy o dobre dziesięć centymetrów. Dopiero teraz dokładnie przyjrzałam się jego twarzy.
Był bardzo podobny do JJ. Miał ciemnobrązowe oczy, jasne, brązowe włosy w nieładzie, delikatną cerę. Grzywkę zaczesywał na prawo.
No, no. Mamy styczność z bliźniakami wrodzonymi...
- Cze... - eść. - wyjąkał speszony i trochę się zgarbił.
- Cześć. - odpowiedziałam chyba niezbyt przyjaźnie. - Zastępujesz mnie przy JJ?
Zastanowił się sekundę, a potem jakby nie chciał powiedzieć, bo się bał, że mu coś zrobię.
- Jes... Jestem jego kuzy... Kuzynem. - i tylko tyle. Nic więcej nie mówił.
Wywróciłam dyskretnie oczami. Chyba, że...
Chyba, że ja byłam taka sama...
Usiadłam na podłodze. Nieznajomy obserwował mnie zza "ukrycia" przyglądając mi się niepewnie.
Chyba zastanawia się kim jestem, myślę.
- Jestem opiekunką JJ. - wyjaśniam, a on otwiera szeroko oczy ze zdumienia. - Charlie.
Podaję mu dłoń, a on speszony chowa ręce do kieszeni spodni. Ok, koleś jest nieśmiały...
- A ty jak się nazywasz? - pytam niby od niechcenia.
- Allan. - przechodzi do szeptu, a ja mam dziwne odczucie, że już kiedyś go widziałam.
*Allan*
Przyglądamy się sobie w milczeniu - dziewczyna odważnym spojrzeniem, a ja nieśmiałym wzrokiem szukam jakby jakiejś wskazówki.
No dalej. Przecież ją znam... Tylko gdzie widziałem ją po raz pierwszy?
- Śpaćer! Śpaćer! - krzyczy JJ, a ja dobrowolnie się uśmiecham. Oczywiście zaraz sobie pójdę... Przecież nikomu nie jestem potrzebny. No bo, na co komu taki dzieciak jak ja? Ile mi jeszcze zostało?
Z zamyślenia wyrywa mnie śmiech Charlie... Ładne ma imię... Takie nietypowe jak na Melbourne...
- Ok. - mówi do mojego kuzyna. - Przejdziesz się z nami?
Jeśli miałbym teraz w rękach coś szklanego na 100 % leżałoby to potłuczone na podłodze.
Że niby mnie? Że niby ja mam iść z nią i z JJ na spacer?
Nie wierzę. No bo niby po co komuś tak pewnemu siebie taki cichy i niepotrzebny Allan?
- Zgód se! Zgód! - piszczał malutki. No tak, on mi żyć nie da...
Nawet jeśli nie wierzyłem w to, że Charlie serio zaprasza mnie na spacer musiałem z nimi iść dla JJ. Raz kozie śmierć...
- C... Choć-my.

- Mieszkasz tutaj? - zgasiło mnie. Piękna dziewczyna o pięknych oczach postanawia nawiązać ze mną... Kontakt? To się w ogóle nie trzyma kupy...
- Nie. Tak. To znaczy... - westchnąłem w myślach. Czy ona naprawdę chce wiedzieć? - Niedaleko. Tak dokładnie w tamtą stronę.
Wskazałem zachód. Tak, to chyba najlepsze rozwiązanie. Uzyskała odpowiedź, a ja za dużo nie zdradziłem.
- Och. - wyrwało jej się. - To... Czym się interesujesz?
Przymykam oczy. Czy to naprawdę tak ma być?
"Panie Boże, jeśli każesz mi umierać to postaraj się by nikt nie cierpiał po moim odejściu." - błagam w myślach.
- Różnie. - skracam swoją wypowiedź do jednego słowa.
Jak ja bym chciał powiedzieć jej wszystko, - że interesuję się muzyką, że gram na gitarze... 

poniedziałek, 16 września 2013

Nowy bohater!

Mwahaha! Ale ja was dzisiaj zamęczę zmianami itd. rodzaju kłopotkami...
Będziemy mieli nowego bohatera!
Wyszukałam w internecie, a co :D
Allan Shiv
Ma 17 lat. Gra na gitarze i śpiewa piosenki. Jest raczej nieśmiały. Kocha czytać książki, kocha dziewczyny i kocha wieczory. Jest miły, inteligentny i trochę szalony. Ma wielkie plany i wielkie tajemnice...
Kim okaże się Allan? Kim będzie dla Charlie? Już niedługo się dowiecie ;)

Zmieniam, zmieniam, zmieniam!

Zmiany kochani, zmiany! Otóż ciągle natrafiam na śliczne dziewczyny i myślę "Kurczę, dlaczego ona nie jest moją główną bohaterką?!" i takie tam...
Rozumiecie chyba do czego zmierzam... Znów zmieniamy wygląd głównej bohaterki! Tak, tak. Wiem. Cieszycie się razem ze mną :D
Myślę, że to już ostatnia taka zmiana i mam nadzieję, że więcej mnie taka ochota nie najdzie... No więc zaczynamy "pokaz" pt. Zmiana Charlie!
Jak łatwo zauważyć jest to śliczna Megan Nicole! :)
Nie obrazicie się na mnie za zmianę?

XIX - Coś nie tak? - Upadek

*Charlie*
- Dlaczego my musimy zawsze wplątać się w największe bagno? - spytałam kładąc głowę na ramieniu Luke. Siedzieliśmy właśnie na dachu domu.
- Nie wiem. - westchnął.
- Luke? - spytałam.
- No?
- Jak się czułeś kiedy widziałeś mnie z Beau?
- Jak debil postawiony przed ścianą. Tłukłem głową o ścianę powtarzając sobie "Oni są dla siebie". - uśmiechnął się pod nosem.
- Nie lubię cię. - odepchnęłam go lekko, a on objął mnie ramieniem tuląc policzek do czubka mojej głowy.
- Ja też cię nie lubię.
Luke wszystko mi wyjaśnił - albo tylko to co było mi potrzebne. Wiem, że coś do mnie czuł, czuje... Ale najgorsze jest to, że nie wiem co JA czuję...
Czy Luke jest tylko przyjacielem? Gdyby to było takie proste...

Wspomnienia wczorajszego dnia dawały mi mocno w kość tej nocy. Szczególnie, że Luke przeniósł się na ziemię. Brakuje mi go. To znaczy - brakuje mi tego dawnego Luke. Tego który mnie przytulał, łaskotał i bawił się ze mną.
Każdy z domowników od razu zauważył napięcie które między nami panuje. Każdy bez wyjątku...
Teraz miałam w głowie tylko jedno pytanie "Kim jest dla mnie Luke?".
Niestety, podczas tych długich godzin nie zdołałam na nie odpowiedzieć.
- Ale bagno. - szepnął Luke. Podskoczyłam na łóżku kiedy zobaczyłam, że jego twarz znajduje się tuż nad moją. - Mogę?
Przytaknęłam. Lubię jego obecność...
Chłopak wślizgnął się pod kołdrę, objął mnie ramieniem, a ja położyłam głowę na jego ramieniu.
Westchnęłam ciężko. Dlaczego? Dlaczego ja?
- Ciężka decyzja. Prawda. - powiedziałam.
- Nie chcę żebyś się zmuszała... - wyszeptał po czym dodał. - Śpij. Dobranoc.
*Luke*
- Wstajemy! Wstajemy! - krzyczałem i biegałem po domu. - Filmik Janosiansi! Video!
Obudziłem wszystkich w domu - mamę, Arianę, Lie, Jai, a nawet Lalę. A teraz biegaliśmy wszyscy po domu Skipa.
- Wsta - waj! Wsta - wa! - krzyczeliśmy, a za którymś razem ojciec Daniela wyrzucił nas na podwórze.
- Kto kameruje? - zapytała Mila dołączając do nas. - Ja? Ari? Charlie?
- To kto chce? - zapytał Beau. Było z nim o wiele lepiej i nie wyglądał już tak makabrycznie.
Charlie i Mila podniosły rękę. Bardzo chciałem, żeby Lie była z nami na filmiku więc "jednomyślnie" wybraliśmy Milę.
- Na lody! - krzyknął Jai kiedy przechodziliśmy obok budki z lodami. Oczywiście wszyscy zmuszeni byli kupić chociaż po jednej gałce - Jai nie przyjmował wymówek.
Kiedy mijaliśmy sklepy z ciuchami Daniel "przypadkowo" wysmarował Lie całą bluzę.
- Dopadnę cię kiedyś! - krzyczała i zaczęła go gonić. W tym momencie Mila włączyła kamerę i wszystko zostało uwiecznione.
Charlie dopadła Skipa i wlepiła mu prosto do nosa swój kawałek miętowego loda. Nasz przyjaciel skakał i wił się jak szalony powtarzając ciągle steki przekleństw.
- Mamy to! - oznajmiła w końcu Mila, a Lie popatrzyła na nią zaskoczona.
- Co mamy? - zapytała lekko przerażona. Dostrzegłem, że Beau przesuwa się niezauważalnie w jej stronę.
- Bitwę na lody! - oznajmia w końcu Mila, a ja widzę jak Charlie markotnieje. Posyłam ku niej
przyjazny uśmiech, ale to nic nie pomaga.

Kiedy idziemy do łazienek na mieście postanawiam trochę poflirtować z Milą. Nie wiem skąd mnie to naszło, ale mam wrażenie, że Miki Mouse da mi po prostu kosza. Może to jakaś reakcja obronna?

Naprawdę jestem głupi. Nie... To coś więcej niż głupota. Powiedziałbym, że to geny, ale musiałbym obrazić jednego z rodziców czego nie zamierzam robić.
Fatalnie... Jest fatalnie. Nie. Nie chodzi o to, że znów pokłóciłem się z Lie, chociaż... Tak by to w sumie można nazwać.
- Rozbierać się chłopaki! - krzyczał Jai w publicznej łazience w której się znajdowaliśmy.
Na potrzeby nowego video mieliśmy ubrać "pampersy" i biegać w nich przez miasto...
- Gotowi? - spytała Mila, kiedy wszyscy wyszliśmy z męskiej ubikacji.
- Zawsze zwarci i gotowi! - zabrał głos James po czym wyruszyliśmy.
Naszym celem był rynek - prościutko w samo sedno. Świeciło słońce, było ciepło... W miarę ciepło.
Dużo ludzi - to jedyny punkt przy którym mieliśmy napisać "Zrobione".
- Dajcie czadu! - krzyknęła Mila, a Charlie tylko nieśmiało się uśmiechnęła.
*Charlie*
Zgraja dzieciaków wybiegła na sam środek rynku tańcząc i wykrzykując różne niezrozumiałe słowa. Mila krok w krok podążała za nimi co chwilę parskając śmiechem.
- To się wytnie. - powiedziała raz do mnie po czym wróciła do swojego poprzedniego zajęcia.
A ja stałam tak jak ciołek. No bo co miałam zrobić?
- Hej Lie! - usłyszałam za sobą głos Jai, zawtórował mu Luke. Znalazłam się na rękach jednego z bliźniaków - tego "słodszego". Powiedzmy, że niezgrabnie mnie ujął. To samo zrobił Luke. Ludzie, czy ja nie mogę mieć jednego dnia bez takich wygłupów?
- Puśćcie mnie, opuście! - krzyczałam. I nagle znalazłam się na ziemi, a raczej na twardym chodniku.
Wylądowałam na plecach. Strasznie bolało... Zabrakło mi tchu i miałam wrażenie, że już nie oddycham. Dłonie same opadły, tylko oczy się nie zamykały.
Nic nie słyszałam. Jejciu... Jak dziwnie musi się czuć człowiek który jest sparaliżowany... Taki... Niemy. Pusty. Pusty w środku. I jedyne co może to słuchać swojego serca...
- Lie! Lie! - ktoś walił mnie po twarzy. Auć. Boli.
Odgoniłam "natrętną muchę" machnięciem ręki, a potem znów dostałam w twarz.
- Jezu! Otwórz te oczy! No powiedz coś! - to był Jai. Przerażony co poprzednio jego brat tyle, że mnie opanowany. O raju! Dlaczego oni muszą tak wrzeszczeć?
Niespodziewanie czuję się lekka jak piórko. Czy to już koniec? Czy mam skończyć swoje życie na chodniku zrzucona na plecy przez kolegów?
- Walcie się Brooksowie. - mówię i od razu wybucham śmiechem. - No już Jai. Pomóż mi wstać!
Jai podaje mi ręce i w końcu staję na równe nogi. Trochę kręci mi się w głowie, kiedy prawie upadam (na szczęście!) łapie mnie większa część ludzi. Dobrze, że uniknęłam bliskiego spotkania z chodnikiem...
- Może lepiej już wracajmy. - szepnął James do Skipa, a ten się zgodził.
- Zaraz! - wyrywam się z uścisku Jaia i robię protest. - Czuję się dobrze.
A by im to udowodnić pognałam wprost do czynnej fontanny.
Bawiłam się świetnie, ale przeszkadzało mi, że nikt do mnie nie dołączył. Stali tam i przyglądali mi się zdezorientowani jak kręciłam kółka w fontannie piszcząc z radości.
Co jest ze mną nie tak? Nie mogę po prostu się pobawić? Wrócić wstecz do czsów kiedy byłam zupełnie dzieckiem... Co jest nie tak?!

piątek, 13 września 2013

XVIII - Wyznanie

*Luke*
I co sobie teraz o mnie pomyśli? Jak to odebrała? Czy już wie...? A jeśli nie to jak jej to powiedzieć? Czy wybaczy mi? Czy będziemy się dalej przyjaźnić? Nie, to z tą przyjaźnią to raczej odpada. Lie nie będzie mnie chciała znać.
Odkąd tylko wróciliśmy do domu cali przemoczeni i w piachu cały czas zadawałem sobie jedno pytanie - "Dlaczego?".
Dlaczego jestem taką sierotą, żeby ją pocałować? Dlaczego, no!
No tak. Zapomniałem. Bo to ja jestem Luke Brooks! Ten gorszy. Ta sierota, która nic nie potrafi.
- Luke? - usłyszałem przyjazny głos którego nie słyszałem od ponad miesiąca. - Wszystko dobrze?
Zapukała do drzwi. Nawet nie zauważyłem kiedy wypowiedziałem ostatnie zdanie na głos.
- Tak. Tak! - odkrzyknąłem szybko, ale czułem, że Charlie siedzi pod drzwiami - tak przynajmniej ja bym zrobił.
Szybko spłukałem z siebie pianę, umyłem zęby i rozczesałem niesforne kosmyki swoich gejowskich włosów. Tak, dobrze przeczytaliście. Kręcone włosy u chłopaka są gejowskie. Nienawidzę tego. Najchętniej codziennie prostowałbym je prostownicą, ale to i tak nic nie daje...
Włożyłem na siebie pidżamę i odczekałem chwilę, a potem wyszedłem z łazienki.
Nietrudno mi było znaleźć na twarzy uśmiech, ponieważ kiedy widzę Miki Mouse od razu wskakuje mi na twarz. Ona też się uśmiechnęła. Zauważyłem w jej oku błysk - czyżby płakała?
- Luke... Mi możesz powiedzieć. - wyszeptała po czym starła malutkim palcem samotną łezkę płynącą po jej policzku.
Więc się domyśliła...
- Tak często powtarzasz, że jesteśmy podobni do siebie, więc wystarczyło tylko pomyśleć... Że coś jest nie tak. - ciągnęła. - Luke? Jesteśmy przyjaciółmi?
Nie miałem ani chwili wątpliwości. Byliśmy czymś więcej - byliśmy wielką jednością, jednym ciałem. Tą samą osobą, duszą...
- Najlepszymi. - wyszeptałem i odkryłem, że załamuje mi się głos.
- Proszę... - nie był to nacisk. Była to prośba męczennika, a ona wyglądała jakby ktoś zakuł ją w dyby i skazał na śmierć poprzez ścięcie głowy.
- Nic się nie dzieje. - powiedziałem z naciskiem. - Jest OK. Albo... Wiesz co? Odpieprz się już ode mnie! - nie wiem skąd we mnie tyle agresji. Po prostu nie miałem innej myśli w głowie jak tylko pozbyć się... Mojej miłości.
- Czyli... Że. Nie. Jesteśmy... Już. Przyjaciółmi? - wyjąkała zaskoczona.
- Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi! Nigdy nie traktowałem cię jak przyjaciółkę! - wykrzyczałem jej prosto w twarz.
- Więc kim dla ciebie byłam? - zapytała twardo próbując powstrzymać płacz. Przycisnąłem ją do ściany i schwyciłem za nadgarstki.
- Zawsze. - mój oddech owiewał jej szyję. - Byłaś dla mnie kimś znacznie więcej.
Staliśmy tak przez dobre pięć minut. Ja czekałem aż Lie przetrawi sobie moje słowa, a ona czekała aż ja coś zrobię.
- Wybacz księciuniu, ale nie rozumiem! - powiedziała w końcu wzburzona moim zachowaniem.
Uśmiechnąłem się pod nosem co ją jeszcze bardziej rozwścieczyło. - Dziś śpię w gościnnym. - oznajmiła, a mi już nie było do śmiechu.
- Lie! No co ty! - próbowałem ją zatrzymać kiedy sięgała po poduszkę. - Ja tylko żartowałem!
Ale nie słuchała. Zbiegła po schodach nie zważając, że co chwila się potykała.
*Charlie*
- Zostaw mnie! - wyrywałam rękę z uścisku Luke.
- Zaczekaj! - błagał i prosił, ale nie chciałam tego słuchać.
Czy on zdawał sobie sprawę jak bardzo mnie ranił? Jak bardzo poczułam się skrzywdzona tymi słowami? Czy on wie, że zranił mnie jak żyletki?
Zatrzasnęłam mu przed nosem drzwi. Na chwilę zapanowała cisza, ale potem zręcznie je otworzył po czym ukląkł na kolana i złożył ręce jak do pacierza.
- Daj mi spać! - krzyknęłam po czym wypchnęłam go za próg pokoju i przekręciłam klucz. - Nie słyszę! Nic nie słyszę!
Tak naprawdę to słyszałam. I to dużo. Jak Luke przeklinał, jak walił w drzwi pięściami i nogami. Ja walił plecami w drwi, jak rozmawiał z Jai o tym, że się pokłóciliśmy. A potem ręce i nogi Jaia dołączyły do kończyn Luke.
- Charlie! Otwórz drzwi! - krzyczeli raz po raz zakłócając spokój.
- Co się stało? - usłyszałam przytłumiony głos Giny.
- Nic! - odpowiedział jej zasępiony Luke.
- Luke pokłócił się z Miki Mouse i teraz ona nie chce otworzyć drzwi. - wyjaśnił spokojnie Jai.
- Dzięki! Może idź to wykrzyczeć całemu światu?! - i jeszcze raz kopnął w drzwi.
*Jai*
- Luke... - zatrzymałem go.
- Odwal się. - odtrącił moją rękę i powoli zmierzał du schodom. Nawet nie zauważył, że drzwi do pokoju lekko się uchyliły i pojawiło się w nich jedno oko Charlie.
- Stary... Myślę, że musicie pogadać. - w ostatniej chwili zatrzymał się i raptownie odwrócił głowę. Wskazałem głową szparę w drzwiach. Słyszałem jak serce Charlie przyśpiesza... Może i Luke to słyszał?
Błyskawicznie zbiegł po schodach i dopadł drzwi. Chwilę siłowali się z Lie, ale w końcu Luke wygrał i wszedł do środka.
Chyba lepiej będzie ich zostawić samych..., pomyślałem i zmyłem się z pola "słyszenia" i "widzenia" tej dwójki. 
*Luke*
- Nie chciałem. - zacząłem już od progu zamykając za sobą drzwi. Lie podeszła do okna i oparła się rękoma o parapet. Milczała.
- Przepraszam. Strasznie mi przykro. - przeprosiny wydobyły się z głębi mojego serca, gdzieś tam z samego dna gdzie kryję wszystkie swoje uczucia.
Podszedłem do niej. Widziałem jak łzy spływają po ślicznych policzkach, jak spazmatycznie łapie powietrze i jak przymyka oczy gdy mówię.
- To boli Luke. - powiedziała znienacka. - To cholernie boli. - i uprzedzając moje słowo "Wiem" powiedziała. - Nie mów wiem. Wiem. Nic nie wiesz. Nie chcesz wiedzieć.
Nieśmiało moje ręce powędrowały do jej talii. Przytuliłem ją.
- Nie spodziewam się, że to wszystko załatwi. Jestem draniem. Nie. Jestem czymś gorszym od drania. Jestem idiotą, dupkiem, szmatą... Mogę być kim chcesz. I rozumiem, że cię zraniłem. Tylko...
- Tylko co? - przerwała mi. Westchnąłem.
- Tylko, że ja nie potrafię stanąć na nogi tak jak ty i powiedzieć "Trzeba iść dalej". Nie potrafiłabyś też tego zrobić gdybyś była zakochana w takiej cudownej osobie... Jak ty.
Poczułem, że Charlie uwalnia się z mojego uścisku po czym wpatruje mi się w oczy.
- Ja? - spytała z nutą niedowierzania.
- Nie. Ja. - po czym oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

czwartek, 12 września 2013

Daniel... Daniel?!

Cześć wszystkim! Pomyślałam, że może was to trochę zainteresuje...
W zeszłą niedzielę ok. 20.30 byłam na festynie (u nas to Święto Gwarków). Grał tam... Nie. Nie Janoskiansi tylko Lady Pank. Ale...
Patrzę, patrzę... A tam ludzie się przeciskają (tak jak na koncertach), śpiewają i idzie człowiek podobny do... Do naszego Skipa! Wyglądali identycznie. Jedynie co tamten nie miał to kolczyka :D
Chciałam za nim pójść i zapytać co robi w Polsce, ale zrozumiałam, że to nie Skip, bo przecież on jest teraz w LA! :D
Szkoda, że nie mam zdjęcia :P

wtorek, 10 września 2013

XVII - Cudowny wieczór

*Charlie*
Długie godziny... Nie. To nie męczarnie. To przyjemna odskocznia od życia.
Doctor Jenkins pyta mnie o różne wydarzenia, przeżycia... Nawet nie musi pytać. Ja sama wszystko opowiadam.
Jako, że jeszcze (choć chcę) nie potrafię nic powiedzieć wynaleźliśmy sposób na komunikowanie się między sobą - pisanie wszystkiego na kartce.
Wiem. Tak jest trudno, ale języka migowego dopiero się uczę.
Doctor mówi, że nie ma z niczym pośpiechu - kiedy będę gotowa zacznę znów mówić. Może minąć miesiąc, tydzień lub nawet parę lat!
Z jednej strony budzi to we mnie niepokój. Całe lata pisać na kartkach to czego nie mogą ode mnie ludzie usłyszeć?
Ale wtedy zjawia się Luke i dodaje mi otuchy. Mogę śmiało powiedzieć, że zagrzewa mnie do walki i powoli staję na nogach.
Pamiętam jak parę dni temu powiedział "Trzeba stanąć na nogi i iść dalej. Dogs gonna bark*. Jestem przy tobie cały czas moja Księżniczko."
Mam wrażenie, że teraz kiedy już wychodzę na dwór ludzie których mijam bezgłośnie nawołują mnie "Śmiało! Idź dalej! Poradzisz sobie!". To też dodaje mi otuchy.
Lubię rozmowy z Doctor Jenkins. Czasami ja opowiadam jej o sobie i wtedy mogę się całkowicie otworzyć, a czasami ja proszę by opowiedziała mi coś o sobie.
Doctor Jenkins to szczęśliwa małżonka. Ma troje dzieci - Andy, Erica oraz Stephen. A za niedługo na świat przyjdzie kolejny maluszek.
Poznałam już najbliższą rodzinę Jenkins - jej dzieci, matkę i ojca, męża oraz psa - Bobika. To taka wspaniała rodzinka!
Dzięki nim właśnie wiem po co żyjemy. Po co jesteśmy tutaj i kochamy. Chcę mieć taką rodzinę jaką ma Doctor. Chcę mieć szczęśliwą rodzinkę!
Przyznam szczerze, że kiedy po raz pierwszy zobaczyłam całą rodzinę Jemy popłakałam się ze szczęścia. Przyjęli mnie z otwartymi ramionami i traktują jak najbliższą rodzinę.
Mąż Doctor Jemy czasami podróżuje po świecie. Jeździ i opisuje róże miejsca. Jest też fotografem, ale nigdy się nie narzuca. Matka Jemy - pani Boston poznała swego męża Ruanda na wojnie - swego czasu leczyła i opatrywała rannych. Natomiast jak się nietrudno domyślić Ruand był żołnierzem. Ojciec i matka męża Jemy mają podobne imiona - Domenica i Domenic. Też są bardzo mili. Siostry Jemy - Claudia, Steep oraz Jordan pracują jako tatuażystki. Jedna z nich nawet maluje obrazy!
Jema ma też brata - jednak go nie zdążyłam poznać. Wiem o nim tylko tyle, że mieszka gdzieś w Afryce i pomaga tam ludziom.
A dzieci Doctor! Są jak kwiatki na łące! Takie skarby! Takie pociechy! Czasami mam wrażenie, że one rozumną mnie lepiej niż ktokolwiek i siedzimy tak w ciszy.

Kiedyś powiedziałam, że czuję się u Jenkinsów jakbym była członkiem ich rodziny i jakbym miała rodzinę. Wtedy Jemy powiedziała:
- Jesteśmy rodziną. Zawsze byłaś naszą rodziną i zawsze będziesz. Niezależnie od tego co się stanie będziesz naszą małą córeczką. - a jej słowa potwierdził jej mąż.
Pamiętam, że wtedy strasznie się wzruszyłam i zaczęłam płakać. I dzięki temu wszyscy podeszli do wspólnego, grupowego uścisku...
*Luke*
- Charlie! - zawołałem próbując przekrzyczeć gwar jaki panował w domu Jenkinsów. - Charlie!
Zatrzymała się i uśmiechnęła po czym wyciągnęła z kieszeni swoich spodni notesik i długopis.
- "Co?" - napisała i postawiła obok tego buźkę. Zaśmiałem się. Zawsze gdy porozumiewaliśmy się w ten sposób budziło się we mnie rozbawienie.
- Jesteś wspaniała. - powiedziałem, a ona lekko się zaczerwieniła. - Hej! Może miałabyś ochotę przejść się potem na plażę? Wiesz... Może zdążymy na zachód słońca. - starałem się jak mogłem by mój głos ją rozbawił. Tak też było.
- "Ok". - naskrobała na kartce. - "Ale chcę się - po pierwsze - dobrze bawić. Po drugie - pośmiać i wyszaleć".
- Nie ma sprawy! Tylko ja naprawdę chcę zdążyć na zachód! - odpowiedziałem jej z nutką sarkazmu w głosie. Przewróciła oczami.
- "Luke! Bo wcale nie pójdę!" - napisała.
- Wiesz co Lie...? - specjalnie zrobiłem tutaj pauzę. - Taka napisana groźba to nie to samo co... - i ugryzłem się w język. No tak! Przecież ja zawsze muszę coś spaprać! Cholera jasna! A przecież Jenkins mówiła, żeby nie popędzać pacjentki!
- "Powiedzenie jej?" - naskrobała, a ja głośno przełknąłem ślinę.
- Przepraszam. - wyszeptałem.
- "Nie traktujcie mnie jak upośledzonego!" - to była już poważne stwierdzenie które wywnioskowałem po sześciu wykrzyknikach na końcu zdania. - "Ja po prostu nie mówię. Nie rozklejam się z tego powodu. Trzeba stanąć na nogi i iść dalej. Dogs gonna bark, Lukey!"
Oniemiałem. Czy to była ta sama dziewczynka którą zaledwie parę tygodni temu trzymałem w ramionach i tuliłem do piersi? Czy to ona krzyczała w nocy i nawoływała mnie?
Ta jest silniejsza. Stanęła na nogi i radzi sobie z przeszłością...
Jestem dumny. Jeszcze nie do końca ale jestem z niej dumny. I chciałbym jej powiedzieć, ale nie mogę... Po prostu nie mogę.
*Doctor Jenkins*
Terapia... Co to właściwie może być? Nigdy nie używam słowa terapia - ludzie jej nie potrzebują.
Pacjenci nie lubią kiedy ich rozmówca siedzi cicho tak jak to w innych gabinetach psychologicznych bywa. Ludzie pragną zrozumienia, pomocy i rozmowy.
A w przypadku Charlie Mia... No cóż. Ona uwielbia słuchać!
Charlie w przeciągu paru tygodni stała się dla mnie najstarszą z moich dzieci. Czuję... Po prostu wiem, że... Że wybierze świetne imię dla mojego przyszłego dziecka.
Tylko, że na razie jej nic nie mówiłam...
Nagle przed oczyma miałam rozentuzjazmowaną twarz swojej podopiecznej.
- "Ja już zmykam" - napisała, a ja westchnęłam.
- Idziesz z Luke? - zapytałam patrząc w stronę chłopaka który tak bardzo mi pomaga.
- "Tak."
- Miły jest. - stwierdzam i od razu dodaję. - Podoba ci się? Słodko wyglądacie tak razem...
- "Ciociu!"
- No ale chyba mi nie powiesz, że ci się nie podoba? - zapytałam lekko oburzona.
- "Idę".
- Ok, ale bądź punktualnie o dziewiętnastej! - i obie wybuchłyśmy śmiechem. - Leć już, leć do tego swojego kochaneczka!
Prychnęła coś pod nosem i poleciała.
*Luke*
- Co Jemy mówiła? - zapytałem kiedy znajdowaliśmy się dwie ulice dalej.
- "Podsłuchiwałeś!" - napisała oburzona po czym pacnęła mnie w ramię.
- Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi. - po czym dodał. - You sexy and you know it baby.**
Zaczerwieniła się.
- "Nie mów tak." - poprosiła.
- Ja nie mówię. Ja tylko stwierdzam fakty Charlie.
*Charlie*
Położyłam się na wilgotnym piasku, a zaraz potem mój przyjaciel poszedł w moje ślady. Wpatrywaliśmy się w idealne niebo.
Co jakiś czas odruchowo chwytałam się rękawa koszulki Luke którą miał na sobie, a on delikatnie przesuwał moją dłoń w kierunku swojej by złączyć nasze palce.
- You sexy and you know it. You sexy. - nucił pod nosem. Wiedział, że nie lubię kiedy mówi o mnie w ten sposób. Nie jestem pięknością świata! Heloł?!
- "Co jarałeś?" - napisałam na kartce i pozwoliłam by przeczytał w spokoju moją wiadomość.
- Nic.
- "Na pewno?" - a on zaczął mnie łaskotać. Śmialiśmy się, piszczeliśmy...***
Zaczęło się. Wojna. Ja przeciwko Luke. Czy miałam jakąś szansę by chociaż raz oberwał ode mnie pociskiem z piasku? No pewnie.
Chlapaliśmy się wodą i nim się obejrzeliśmy cali byliśmy w piachu.
Jako, że mój notesik już na nic się nie nadawał nie mogłam komunikować się z Luke... Ale to nie przeszkadzało nam w dobrej zabawie.
- Ok, ok! - krzyknął kiedy brodziłam w wodzie, a w rękach miałam wielką kulę piachu. - Przyznaję się!
Czekałam.
- Tylko shisha. - wyznał szeptem. Ach ten Luke! Wprost pragnęłam wlepić mu tę kulę piachu w głowę! I tak też się stało.
Zamykał i otwierał oczy i usta chcąc coś powiedzieć. W ostatniej chwili przyciągnął mnie do siebie i... Pocałował.
Był to mój drugi pocałunek w życiu. Nie chcę porównywać Luke z Beau. Nie będę tego robiła. Ale zastanawia mnie dlaczego. Dlaczego to zrobił? Dlaczego akurat teraz?
Nie odwzajemniłam gestu. Podczas gdy speszony Luke próbował jakoś wyjść obronną ręką z sytuacji, ja nic nie robiłam. Stałam tam i nie wiedziałam co się dzieje. Przypuszczam nawet, że jeżeli Luke chciałby mnie spakować do samochodu i wywieźć na Alaskę to nie stawiałabym oporu.
- Lie... Ja. Przepraszam. - odwrócił się na pięcie i odchodził zdecydowanym krokiem.
- Wracaj tutaj głupku! - krzyknął ktoś z oddali. Nie rozpoznawałam czyj to był głos ani skąd dochodził. Wiedziałam tylko, że to ja chciałam powiedzieć to zdanie.
Luke jak na zawołanie stanął, ale się nie odwracał.
Podbiegłam do niego i spojrzałam w jego oczy. Było w nich niedowierzanie.
- Czy to...? - zapytał.
- Nie. Święta Teresa. - odpowiedziałam i poczułam, że wracają mi siły.
Na twarzy mojego przyjaciela zakwitł uśmiech. Przygryzł wargę, a potem nagle oboje wybuchliśmy śmiechem. 
Nieoczekiwanie dostałam kulką piaskową w głowę. Połowa piasku dostała się do mojej buzi, inna część wylądowała w moich włosach.
- Wsiadaj na plecy. - zażądał Luke. Posłusznie choć z wielkim ociąganiem wskoczyłam mu na plecy, a on zaśmiał się. - Teraz będę cię niósł całą drogę, my princess.
*Psy będą szczekać.
**Jesteś seksowna i wiesz o tym kochanie
***Charlie pomimo tego, że nie potrafi mówić potrafi wydawać z siebie różne dźwięki.

niedziela, 8 września 2013

XVI - Doctor Jenkins

*Jai*
To wszystko co wspominali... Wygląd obojga... To co się tam stało - nie potrafiłem nawet o tym myśleć. A co dopiero nie potrafiłem postawić się na ich miejscu. Czy Beau jest naprawdę na tyle głupi żeby narażać życie dziewczyny?
Wiem. Po pijaku robi strasznie głupie rzeczy. Ale do cholery! Była z nim kobieta! Kobiety trzeba szanować! Do cholery jasnej! A gdyby Lie coś się stało?! Gdyby to ona oberwała kulką zamiast tamtej kobiety za barem?! Co by wtedy powiedział?
"Mamo, Jai, Luke... Tak jakoś wyszło, że Charlie nie żyje."
Jak można być tak cholernie nieodpowiedzialnym?! Co on sobie myślał?! Albo czy w ogóle wtedy myślał...
Wszyscy opiekowaliśmy się dziewczyną, ale Luke nie odstępował jej prawie na krok. Razem przesiadywali w pokoju, razem spali... Najgorsze jest to, że widzę jak Lie popada w osłupienie. Widzę, że nic nie chce robić. Jest jak maszyna - nie myśli.
Z Beau jest już lepiej. W sumie to można by powiedzieć, że gdyby nie obrażenia byłby cały i zdrowy. Ale Charlie?
Ona najbardziej cierpi. Zachowała trzeźwość umysłu i wszystko widziała. I pamięta. Pamięta wszystko. Ona tutaj najbardziej cierpi. To właśnie ona ma największe obrażenia - psychiczne.
*Charlie*
Wszyscy są dla mnie tacy dobrzy... Nie zasługuję na to. Dlaczego ci ludzie musieli zginąć? Dlaczego wszczęli bójkę? Czy tak właśnie musiało być?
Czasami słyszę jak Luke przez sen mówi, że nie daruje Beau tego co zrobił. Nie chcę żeby przeze mnie byli wrogami.
Nie mam żalu do Beau. To nie jego wina, że tamta kobieta zginęła... Nigdy nie będę go o to obwiniać.
Luke każdego dnia się mną opiekuje, Jai przynosi jedzenie i pyta się mnie czy chcę porobić coś fajnego. Gina gotuje przepyszne obiady których niestety nie jem. Kiedy coś połknę wszystko od razu wraca skąd przyszło...
Wiem, że wszyscy się o mnie martwią, że Jai próbuje mi pomóc się podnieść... Wiem, że Luke
strasznie się o mnie martwi i, że Gina nie wie co ma zrobić. Ukarać Beau?
Gdybym tylko wiedziała jak się mówi powiedziałabym:
"Nie każ Beau. On w niczym nie zawinił".
Ale nie pamiętam jak się mówi. Od czasu kiedy przyjechaliśmy do domu całe dnie spędzam z Lukeiem. Mam wyrzuty sumienia, że przeze mnie nie rusza się z domu. Że ciągle musi się mną zajmować...
Wiem też, że Daniel nie wie jak ma usprawiedliwić to, że mój mały braciszek na razie nie może mnie widywać. Wiem, że Veronica i James zaproponowali Ginie pomoc - znajdą dla mnie psychiatrę czy psychologa. Na razie nikt mi nic nie powiedział. W ogóle jakoś nie słyszę teraz by ktoś w domu się odzywał.
Ariana raz do mnie zajrzała, ale od razu musiała wyjść. Wiem dlaczego. I nie jest mi z tego powodu smutno. Nie może znieść widoku szkieletu człowieka którym się stałam.
*James*
Wszystko już jest załatwione. Doctor Jenkins będzie codziennie przychodziła do domu Brooksów porozmawiać z Lie. Może to coś pomoże... A jeśli nie? Jeśli nie zacznie jeść?
Pewnie wyląduje w szpitalu...
Właśnie jedziemy samochodem Doctor Jenkins do Charlie. Na pierwszą wizytę. Ciekaw jestem czy przyniesie to jakiś drobny skutek. Czy w ogóle warto pomóc dziewczynie?
A jeśli ona tego nie chce?
Tyle pytań, a tak mało czasu. Ważne jest, żeby wyciągnąć Miki Mouse z tego dołku.
*Luke*
Przyjechała. Doctor Jenkins. Czy wierzę w to, że ona pomoże Charlie? Tak. Wszystko co ma pomóc mojej księżniczce jest dobre. I trzeba się tego trzymać.
Weszła do niebieskiego pokoju. Miała na sobie czarne, szpiczaste okulary spod których dostrzegłem zielone oczy. Włosy koloru słomy spięła z tyłu głowy w warkocz.
Była to kobieta na oko po trzydziestce, ale było w niej coś... Po prostu kiedy ją zobaczyłem wiedziałem, że ona jej pomoże. Że Charlie znów będzie dawną Charlie.
Doctor Jenkins nie wyglądała wcale na psychologa. Nie miała na sobie ani obcisłej spódnicy za kolana koloru zgniłej zieleni, ani butów na obcasie. Nie chodziła też w białej koszuli zapinanej na guziki.
Po prostu weszła tu w lekko podniszczonych trampkach, w dżinsach i wyciągniętym T - shircie z Myszką Miki.
Przysiadła na krześle i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Podać pani coś? - spytała uprzejmie mama lecz Doctor odmówiła. 

Libster Adward (:

Dowiedziałam się, że zostałam nominowana przez Nika2013 do Libster Adward. Jest to moja pierwsza nominacja i strasznie się cieszę <3 Dziękuję ;*
Ponad to Nika2013 była moją pierwszą czytelniczką! 

Libster Adward to nominacja bloga, która zostaje przyznana autorowi za jego pracę i trud który wkłada w prowadzenie bloga. Osoba nominująca zadaje ci 11 pytań na które udzielasz odpowiedzi. Kiedy już pytania zostaną z odpowiedzą nominujemy inne blogi i zadajemy im 11 pytań. Lecz nie można nominować tego kto ciebie nominował. 

Pytanka od Nika2013:
1. Trenujesz coś?
2.Twoje największe marzenie?
3.Do jakich fandomów należysz?
4.Facebook czy Twitter?
5.Znasz AbstrachujeTV (kanał na YT)?
6.Ulubiony film?
7.Dojeżdżasz do szkoły?
8.Pierwsza lekcja w poniedziałek?
9.Ulubiona piosenka?
10.Z jakiej sieci masz telefon?
11.Numer buta?
 
Odpowiedzi:
1. Sama trenuję piłkę nożną oraz biegi.
2. Zobaczyć Janoskians na żywo oraz spełnić moją blogową listę marzeń.
3. Janoskianator, Belieber, 5SOS family, Directioner itd. (dużo by tutaj wymieniać)
4. Twitter.
5. Nie znam.
6. "Spadaj tato", "Igrzyska Śmierci", "2 tygodnie na miłość".
7. Nie, ponieważ mam strasznie blisko.
8. Matematyka :/
9. Jason Derulo - Talk Dirty, 5SOS - Try Hard, Rudimental - Waiting All Night, The Janoskians - Best Friends, Set This World On Fire
10. T-mobile
11. 37 - 39.
 
Blogi które nominuję:
http://janoskiansplx.blogspot.com/
http://the-janoskians-fanfiction.blogspot.com/
http://janoskians-friends.blogspot.com/
http://safecornerforwithlove.blogspot.com/
 
Moje pytania do nominowanych:
1. Pamiętacie datę założenia swojego bloga?
2. Jaki jest wasz ulubiony Janoskians?
3. Najładniejsze imię?
4. Gdzie chcielibyście mieszkać?
5. Ulubiony zwierzak?
6. Co byście zrobiły widząc, że całe Janoskians przechodzi właśnie obok was?
7. Od kiedy jesteście Janoskianators?
8. Skejty vs. trampki?
9. Ulubiona firma/marka ubrań?
10. Ulubiony cytat Janoskiansów?
11. Jaki był pierwszy filmik zobaczony przez was z Janoskians?

Dziękuję jeszcze raz za nominację :) I zapraszam do komentowania, odwiedzania i obserwowania mojego bloga!

czwartek, 5 września 2013

XV - Tego nie da się zapomnieć

*Charlie*
- Co się stało? - to były pierwsze słowa jakie naprawdę do mnie dotarły po wyjściu z tego koszmaru.
Ten fragment, to pytanie na zawsze wryło mi się boleśnie w pamięć.
Przestraszony głos Giny która czekała na nas przed budynkiem.
Byłam jak robot. Nie mogłam mówić, słyszałam tylko to co chciałam usłyszeć. Na nic nie reagowałam, a gdy mama Brooksów wyciągnęłam ku mnie ramiona by mnie pocieszyć i przytulić ja poszłam prosto. Wpatrywałam się w przestrzeń, a w głowie siedziała mi tylko jedna osoba.
Wtuliłam się w niego jak małe dziecko, a twarz ukryłam w jego bluzie. Jak miło jest powrócić do tych ciepłych, kojących ramion.
Nawet coś powiedział. Zdążyłam tylko wyłapać "Przepraszam". Wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu.
Osłupiały Jai wpatrywał się to we mnie to w Beau. Beau...
To co przeżyłam... Jest najgorszym z koszmarów. Najgorszym z najgorszych. Wciąż mam nadzieję, że to wszystko to tylko sen i, że zaraz się obudzę.
Ale to nie tak. To wszystko jest pomyłką. Wielką pomyłką. Zawaliłam. Miałam nie pląta się w kłopoty, a tymczasem bite 24 godziny spędziłam w areszcie...
Jak to możliwe, że teraz ciepłe ramiona podtrzymują mnie bym nie zemdlała, zwinne palce rysują kółeczka na zewnętrznej stronie mojej dłoni, a ciepły oddech czuję na swojej lodowatej skórze?
Luke zdejmuje bluzę i pomaga mi w nią wsunąć ręce. Czekamy jeszcze tylko na pozostałą dwójkę.
Brooks zapina mi pasy, a ja kładę głowę na jego kolanach. Chce mi się potwornie spać, ponieważ cały pobyt w więzieniu nic tylko albo szlochałam, albo zanurzałam się w ocean pustki.
Zasypiam prawie natychmiast lecz śnią mi się wydarzenia poprzedniej nocy. Wszystko co złe. A w tym śnie spadam na dno oceanu z zawrotną prędkością. Ale zamiast utonąć boleśnie spadam na taflę wody i syczę z bólu. Widzę, że Beau znajduje się trochę niżej ode mnie lecz też nie tonie lecz leży na... Wodzie.
I wtedy uświadamiam sobie, że to nie woda. Leżę na szkle. Na grubym szkle które powstrzymuje nas przed upadkiem do wody.
Szkło jest tak przyjemnie ciepłe... Nawet odzywa się głosem... Lukea. Zamieram. Czyli, że tafla szkła to Luke który jest moją nadzieją? Że to teraz tylko on powstrzymuje mnie przed spadnięciem na samo dno?
W takim razie kto podtrzymuje Beau?
- Ci, i, i... - ktoś głaszcze mnie po głowie. Odgarnia zlepione potem kosmyki moich włosów.
Odkrywam, że cała się trzęsę, a od czasu do czasu z moich ust wyrywa się głośny szloch lub krzyk.
Wzdrygam się, a głos znów mnie uspokaja.
- Nie chciałam. - chrypię w przerwach między szlochami.
- Wiem. - szepcze mi do ucha jedno słowo, a ja od razu czuję się jak w bajce. Otwieram oczy.
Widzę potwornie zmęczoną twarz Lukea. Jego oczy same się zamykają lecz on nie pozwala sobie zasnąć. Widzę, że potwornie się męczy, ale chce przy mnie czuwać.
Głaszczę go po policzku, a ten uśmiecha się przyjaźnie. Jeszcze jeden dreszcz przebiega po moim ciele po czym robi mi się strasznie zimno.
Luke wstaje i okrywa mnie jeszcze jednym pledem. Po dokładnym zliczeniu stwierdzam, że mam na sobie gruby, zimowy sweter, bluzę Lukea i cztery koce.
- Masz gorączkę i odłączyli nam dzisiaj ogrzewanie. Trwają jakieś naprawy. - wyjaśnia. Zauważam, że mój przyjaciel ma na sobie tylko T - shirt i cienki kocyk. Oddaję mu dwa pledy, ale ich nie przyjmuje.
- Więc ja też ich nie chcę. - postanawiam być uparta.
- Ech. - wzdycha po czym wślizga się pod koce. - Tak lepiej?
Potakuję.
- Śpij jeszcze. - głaszcze mnie po policzku. I chociaż cały czas mam ochotę spać to uparcie wyrywam się i nie pozwalam by zmorzył mnie sen.
- Pójdę spać jeśli ty pójdziesz. - staram się żeby mój głos się nie załamał ale i tak podskoczył o oktawę.
Luke posłusznie kładzie głowę na poduszce, a po chwili słyszę jego miarowy oddech. Ja też zasypiam.
*Gina*
- Przepraszam kochanie, że tak już z samego rana... A tak właściwie to z wieczoru truję ci głowę tymi sprawami, ale chcę wiedzieć, a Beau niczego nie pamięta. - mówię i staram się doprowadzić Charlie do stanu rzeczywistości. Odkąd tylko zobaczyła Lukea nie opuszczała go na krok.
Przede mną stała wychudzona postać z sińcami pod oczami. Na czole widniał wielki siniak tak samo dwa na szyi. Pilnował ją wypoczęty Luke.
Rozmawiało mi się z nią jak z osobą nietrzeźwą...
- Pamiętasz co się wydarzyło? - spytałam łagodnie.
- Byliśmy w fast - foodzie. - zauważyłam, że jej głos jest nienaturalnie wysoki, a Luke rzuca Beau spojrzenie pełne żalu. - Ale Beau chciał wyjść. Poszliśmy...
- Gdzie? 
- Na takiej jednej ulicy mnie poc... Poc... Poca... - nie potrafiła dokończyć zdania. - Potem poszliśmy do klubu... I tam wypiliśmy trochę. - po jej policzkach spływały łzy. Naprawdę wyglądała jak szkielet człowieka. - Ktoś się bił i Beau wdał się w bójkę. Próbowałam go powstrzymać, ale pchnął mnie na ścianę.
Wszyscy byli zszokowani tym co właśnie powiedziała.
- A potem poszedł się bić. - wyznała cicho. - Wiedziałam, że nie da sobie rady z gangiem i weszłam w sam środek bójki. Ktoś chciał mnie chyba udusić, ale potem oberwał kijem do bilardu. A potem ktoś uderzył mnie szklanym wazonem. - dziewczyna co chwilę się wzdrygała. - To wyglądało jak rzeź. Jeden z nich miał nawet pistolet. Użył go i zas... Zam... Zamordował kobietę. Barmankę. Trafił prosto w głowę. Nie miała szans. Beau dalej się bił. Niekiedy ciosy dostawałam ja. Pobitych było wielu. Ludzie leżeli jakby nieżywi... Beau krzyczał, że trzeba uciekać. I już nas tam nie było. Parę razy wywróciliśmy się do błota. I tak daleko nie uciekliśmy. Nie minęło pięć minut, a znalazła nas policja. Zabrali nas. - Luke tulił do swojej piersi roztrzęsioną nastolatkę, a ja zakryłam usta dłonią.
Spojrzałam na siedzącego na kanapie Beau z podbitymi oczami, wybitymi palcami, rozciętą wargą oraz policzkiem. Siniak na siniaku.
- Ja naprawdę nie chciałam. Przepraszam...

środa, 4 września 2013

XIV - First Kiss

*Beau*
Kiedy tylko znaleźliśmy się poza obszarem zwanym "dom" chwyciłem Lie za rękę. Na szczęście nie stawiała oporu. Nadal promiennie się uśmiechała lecz nie pisnęła słówka.
Czyżby odcięto jej język?
Nie wiedziałem co mam powiedzieć i czy w ogóle się odezwać. Jeśli chciała by była cisza...
Otwarłem przed nią drzwi do samochodu. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i usiadła na miejscu dla pasażera.
Obszedłem samochód dookoła ukradkiem spoglądając na dom. No tak - wszyscy w oknach. To taka wielka sensacja, że Beau Brooks idzie na randkę!
Prychnąłem pod nosem i siadłem za kółkiem. Tak naprawdę od samego przyjazdu dziewczyny planowałem jak mogłaby wyglądać nasza randka.
Wszystko było załatwione poza jedną rzeczą - jeszcze nie byliśmy na miejscu.
- Więc co będziemy robili? - spytała po chwili kiedy właśnie wymijałem srebrne volvo.
- Zobaczysz. - wywróciła oczami. No tak, zejdź na ziemię Beau. W końcu wróciła twoja kochana Mia!
*Charlie*
Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że zaszła jakaś zmiana związana z wyglądem Beau. I nie chodzi tutaj o tego nowego fullcap czy koszulkę od "Obey".
Strasznie mnie nurtowała ta myśl - dlaczego nie potrafię dostrzec jakiejś zmiany? Przeczuwam ją, wiem, że Beau coś zmienił... Tylko co?
Wszystko wyjaśniło się mniej więcej w połowie drogi, - a tak przynajmniej myślę, że to już połowa drogi.
Beau zdjął czapkę, a moim oczom ukazała się różowa grzywka. Przeżyłam lekki wstrząs.
- Beau! Co się stało z twoją grzywką?! - no... Może wypowiedziałam to nieco głośniej niż miałam
zamiar.
- Nic. A co się miało stać? Tak tylko sobie sterczy. O tak. - nawijał zdenerwowany.
- Jest różowa. - powiedziałam powoli akcentując słowo "różowa".
Westchnął.
- Jest różowa. - potwierdził, a ja parsknęłam śmiechem. - No co? Będziesz się teraz śmiała, że wyglądam jak gej? Że róż nie jest dla facetów? Otóż powiem ci... - przerwałam mu całusem w policzek.
- Powiesz mi, że mi wcale to nie przeszkadza. - dokończyłam. - No i do twarzy ci... Z różowym.
Uśmiechnął się zadowolony z siebie.
- Naprawdę? - zapytał wciąż w mocnym szoku.
- Jest dobrze. Nawet bardzo dobrze. Ech... Co ja tam mówię! Jest świetnie! - po czym wysłał mi całusa.
*Luke*
Cały czas zżerała mnie zazdrość. Dlaczego nie potrafię o niej tak po prostu zapomnieć? Chociaż na ten dzień. Wiem, że jest wyjątkowy dla obu stron. No dobra. Dla wszystkich prócz mnie. Ale co ja mogę poradzić, że niefortunnie zabujaliśmy się w tej samej dziewczynie? Co, mam ją schować w sejfie i nie wypuszczać do gwiazdki? Tak, na pewno trafiłbym do listy młodocianych morderców... Chociaż zamknięcie Lie w takim sejfie nie jest najgorsze...
Najpierw chciałem pojechać za nimi. Tam gdzie ma się odbyć randeczka. Fuj! Jak ja nie lubię tego słowa!
Ale potem przypomniałem sobie, że nie mogę. A przynajmniej nie powinien tego zrobić. I zostałem.
*Beau*
Zaparkowałem na jednym z niewielu wolnych miejsc i wysiedliśmy. Burrito B. To właśnie był nasz cel. I niech nie zwiedzie was ta nazwa! Tam wcale burrito nie podają!
Starałem się jak mogłem, by Moja Księżniczka choć na chwilę się uśmiechnęła ale moje wysiłki poszły w las.
- Co jest? - pytałem raz po razem zamawiając jedzenie. Nawet nie powiedziała mi swojego zamówienia...
- Charlie, jeśli wolisz iść do domu albo gdzieś indziej... Jeśli ma to ci poprawić humor to ja z chęcią pójdę. - oświadczyłem podburzony jej postawą.
- Nie, nie. Świetnie się bawię. - powiedziała bez przekonania zmuszając się do sztucznego uśmiechu.
- Choć. - złapałem ją za rękę i poprowadziłem do wyjścia.
- Beau! Ale co z jedzeniem? - krzyknęła kiedy byliśmy już ulicę dalej.
- Wiesz co z jedzeniem? - spytałem przyciągając ją do siebie. - Niech sobie je głęboko wsadzą.
Uśmiechnęła się lekko, a ja korzystając z okazji musnąłem jej usta. 

wtorek, 3 września 2013

XVII - Piękna istota

*Luke*
Stanęła w drzwiach. Piękna. Bił od niej czar. Piękny sen z którego nie miałem ochoty się budzić.
Tylko dlaczego to nie do mnie kieruje swój śliczny uśmiech? I dlaczego jej oczy nie błyszczą teraz dla mnie?
Beau.
Ostrożnie postawiła jedną nogę na schodku. Powoli schodziła w dół. Nie wiem dlaczego tutaj jeszcze stoję. Zapomniałem nawet kim jestem. Po prostu pragnąłem napawać oczy tą pięknością do końca swego życia. Czy było mi to dane?
Ktoś pociągnął nosem. Miałem wrażenie, że mama się rozkleja. No cóż - ja też bym się rozkleił, ale
nie ze szczęścia. Moje serce jest teraz wypełnione smutkiem, ale zawsze będę miał nadzieję.
Cała nasza zgraja stała wpatrzona jak ta piękna bogini zgrabnie sunie ku nam. Jej ruchy były takie delikatne...
Ukazała się w swojej pełnej krasie. Była jeszcze piękniejsza. Czy to możliwe?
Swoją blond grzywkę spięła wsuwką, a idealne, delikatne fale luźno opadały na jej smukłe ramiona. Na szyi nosiła srebrny wisiorek w kształcie łzy oraz takie same kolczyki. Na nadgarstku luźno wisiała bransoletka Ariany.
Dziewczyna miała na sobie połyskującą (można by powiedzieć, że złotą), upiętą sukienkę. Jedyną oznaką tego, że to Charlie były połyskujące na złoto trampki za kostkę z ćwiekami.
Kiedy w końcu znalazła się blisko mnie, a naprzeciwko Beau przypomniałem sobie, że to nie ja jestem szczęśliwym gościem który zaraz wyjdzie z tą pięknością i będą się dobrze bawili.
____________________________________________________________________________________
Tak jak mówiłam - strasznie krótki rozdział. Możliwe, że to nawet "zapowiedź" randeczki :)
Przepraszam za ten rozdział, ale naprawdę nie mam czasu więcej napisać, a chcę coś dodawać.
Nie obiecuję, że następne będą dłuższe, ale będę się starała :P

poniedziałek, 2 września 2013

XVI - Live Twitcam

*Daniel*
Od samego świtu byłem w domu Brooksów. Razem z Luke, James, Beau, Jai i młodym Mia czatowaliśmy pod drzwiami "Pokoju Niebieskiego". Rozbiliśmy nawet obóz! Naprawdę!
Jai wygrzebał namiot który rozbiliśmy pod drzwiami. James przyniósł jedzenie, Luke laptopa, ja filmy, a Beau picie.
Na początku nie wiedziałem dlaczego to robimy. Może Charlie siedzi tam i nie chce nikogo wpuścić?
Ale to nie było to. Beau idzie na randkę! I to z kim! Z Miki Mouse!
Zebrały się wszystkie dziewczyny, które znaliśmy.
Gina, Ariana, Veronica, Mila, Cece (skąd ona się tu wzięła?!) oraz niespodziewanie na samym końcu
Ta - Której - Imienia - Nie - Wolno - Wymawiać czyli Cara. Byłem z nią na randce czy dwóch. Niezbyt dobrze się to skończyło...
Od czasu do czasu dochodziły do nas radosne głosy dziewczyn.
*Luke*
Co miałem zrobić? W końcu Beau uwierzył, że jednak to nie to z Lie...
Muszę dzielnie znosić swoją... Porażkę? Nie, to jest dyskwalifikacja. Tak, chyba to właśnie tak wygląda.
Udawałem, że świetnie się bawię i humor mi dopisuje podczas gdy tak naprawdę nawet nie starałem się skupić na filmie i prawie się nie odzywałem. Na szczęście chłopcy niczego nie zauważyli. I dobrze. Chcę żeby Beau był szczęśliwy nawet jeśli ma mnie ściskać serce, a niewidzialne żyletki jeździć po moim sercu i ciąć je na małe kawałeczki kiedy zobaczę tę parę. Zniosę to wszystko.
*Beau*
Nie wiem jak innym ale mi czas dłużył się niemiłosiernie. Kiedy skończyliśmy "Kod Leonardo Da Vinci" ogłosiliśmy, że za parę minut zrobimy Live Twitcam. Miałem tylko nadzieję, że ktoś zdąrzy go obejrzeć na żywo.
- Hey guys. We're Janoskians!* - zawołaliśmy chórem, a Luke jak zwykle się spóźnił. 
- And this is Live Twitcam with a dedication to Beau who go to a meet.** - dokończył James. Uf, całe szczęście, że na wstępie nie powiedział, że jest to urocza blondynka. 
- I właśnie czatujemy pod jej pokojem. - wyznał Jai szeptem za co dostał ode mnie w głowę. 
*Cześć ludzie. Jesteśmy Janoskians.
**A to jest Live Twitcam z dedykacją dla Beau który idzie na randkę (spotkanie).
__________________________________________________________________________________
Siemka, siemka. Zaczęła się szkoła. Jak tam? Chwalić się? Jaka nowa klasa? Ktoś nowy w szkole? Ogólnie jak się czujecie z myślą, że jutro z plecaczkiem do szkoły?
Ja dobrze. Jedynie co nie lubię w moim planie lekcji to poniedziałek na pierwszej lekcji matematyka. Mamy nowego w klasie - Adama. Jako nieliczny jest trochę wyższy ode mnie i się jaram! 
Informatykę mamy podzieloną na 3 grupy, w - f na chłopców i dziewczyny tak jak j. angielski. 
Do naszej szkoły chyba dołączyły dwie czy trzy osoby, więc to straszna rzadkość. 
Nie mam jeszcze ćwiczeń i podręcznika do angielskiego xD 
Wiem, ze zwlekam z tą randką, ale chcę Was trochę przygotować!
NEWS - W końcu mój blog znalazł się w zakładce "Fan Fiction" na polskiej oficjalnej stronie Janoskians :) 

niedziela, 1 września 2013

XV - Pod osłoną nocy...

*Charlie*
Słodko spałam w swoim niebieskim pokoju. Teraz nie wydawał mi się już taki magiczny - w końcu mieszkał ze mną Lukey - Pookey. Wszędzie walały się jego ubrania, jego rzeczy...
Starałam się nie przypominać matki ganiącej swoje dziecko za nieporządek, więc mało co go upominałam by posprzątał.
Obudziłam się gwałtownie. Wiatr uderzał o okna, szumiał jakby chciał mi coś przekazać...
Skrzypnęły zawiasy okna i uchyliły się lekko. Moją twarz otuliło ziemne powietrze.
Mimowolnie szczęknęłam parę razy zębami.
Czy to okno się zepsuło?
Zerknęłam na śpiącego na podłodze Lukea. Kiedy oznajmił mi, że nie chce spać ze mną w jednym łóżku (wiem jak to dziwnie brzmi ale nie bierzcie z tego podtekstów) strasznie się zdziwiłam.
Co ja mu zrobiłam?
Usłyszałam drugi, szybszy oddech.
- Kto tu jest? - wyjąkałam cicho. Podniosłam się z łóżka, a do ręki wzięłam lampkę nocną.
Na początku nic nie usłyszałam, a potem zaświeciło się światło. Odskoczyłam do tyłu. Ulżyło mi.
Przede mną stał najstarszy z braci Brooks uśmiechając się przepraszająco. Odłożyłam lampkę na miejsce i osunęłam się na podłogę.
- Cholera Beau! Chcesz żebym zawału dostała?! - krzyczałam szepcząc. Czy właściwie da się krzyczeć szeptem?
- Przepraszam. - powiedział po czym uśmiechnął się jeszcze szerzej. Rzuciłam w niego poduszką, a Luke poruszył się niespokojnie na swoim posłaniu.
Przyłożyłam palce do ust i powiedziałam "ci".
- Nie mogłeś wejść jak cywilizowani ludzie? Przez drzwi? - spytałam oskarżycielskim tonem.
Zachichotał.
- Będzie co wspominać. No i... Chciałem być romantyczny. - wyznał, a ja poczułam się jak czerwona róża w środku bukietu białych.
- Więc... Jak tutaj się dostałeś?
- Po drabinie. Nie sięgała do okna więc wspiąłem się po rynnie. - zachłysnąłem się powietrzem.
- Po drabinie?! - wymówiłam to głośniej niż zamierzałam. - Jak będziesz wychodził to tam. - wskazałam na drzwi. - Zrozumiano?
Beau pokręcił głową.
- Jasne, mamusiu. Ale czekaj. Zaraz zapomnę po co tu się wspinałem... - podrapał się po głowie.
- Jutro, szesnasta trzydzieści. - powiedział w końcu. - Charlie?
- Tak?
- Wiem, że zabrzmi to jakbym grał, albo jakbym ściągnął ten tekst z jakiegoś filmu romantycznego ale... - zaczerpnął oddechu. - Kiedy zgodziłaś się pójść ze mną na randkę uczyniłaś mnie najszczęśliwszym człowiekiem w historii.
Zarumieniłam się. Nigdy nie usłyszałam czegoś równie romantycznego...
- To słodkie. - to słodkie... To są jedyne słowa na które było mnie stać? Słodkie?! Ja to potrafię odpowiednio dobrać słowa!
*Luke*
Nie spałem. Możecie sądzić, że specjalnie podsłuchiwałem i... Będziecie mili rację.
Nie potrafię spokojnie spać z myślą, że Charlie i Beau mogliby być razem. To zbyt bardzo boli!
Słyszałem wszystko. Jak się śmiali, jak Beau powiedział, że jest najszczęśliwszym chłopakiem w historii... Jeśli on najszczęśliwszym to ja chyba najsmutniejszym...
Jutro... Mają... Ra... Nie. Mają spotkanie. Nie potrafię wymówić słowa "randka" kiedy wiem, że ona i on...
Jestem okropnym bratem i przyjacielem. Powinien się cieszyć, skakać i piszczeć tak jak oni... Powinien wspierać Charlie.
Ale widocznie tak miało być. Mam cierpieć. Czy już nigdy nie znajdę sobie osoby która by mnie pokochała takim jakim jestem? Która by kochała mnie całym sercem?
To chyba nie dla mnie. Powinien pomyśleć nad zmianą orientacji seksualnej czy coś. Moze u facetów szłoby mi lepiej? Kto wie...