wtorek, 10 września 2013

XVII - Cudowny wieczór

*Charlie*
Długie godziny... Nie. To nie męczarnie. To przyjemna odskocznia od życia.
Doctor Jenkins pyta mnie o różne wydarzenia, przeżycia... Nawet nie musi pytać. Ja sama wszystko opowiadam.
Jako, że jeszcze (choć chcę) nie potrafię nic powiedzieć wynaleźliśmy sposób na komunikowanie się między sobą - pisanie wszystkiego na kartce.
Wiem. Tak jest trudno, ale języka migowego dopiero się uczę.
Doctor mówi, że nie ma z niczym pośpiechu - kiedy będę gotowa zacznę znów mówić. Może minąć miesiąc, tydzień lub nawet parę lat!
Z jednej strony budzi to we mnie niepokój. Całe lata pisać na kartkach to czego nie mogą ode mnie ludzie usłyszeć?
Ale wtedy zjawia się Luke i dodaje mi otuchy. Mogę śmiało powiedzieć, że zagrzewa mnie do walki i powoli staję na nogach.
Pamiętam jak parę dni temu powiedział "Trzeba stanąć na nogi i iść dalej. Dogs gonna bark*. Jestem przy tobie cały czas moja Księżniczko."
Mam wrażenie, że teraz kiedy już wychodzę na dwór ludzie których mijam bezgłośnie nawołują mnie "Śmiało! Idź dalej! Poradzisz sobie!". To też dodaje mi otuchy.
Lubię rozmowy z Doctor Jenkins. Czasami ja opowiadam jej o sobie i wtedy mogę się całkowicie otworzyć, a czasami ja proszę by opowiedziała mi coś o sobie.
Doctor Jenkins to szczęśliwa małżonka. Ma troje dzieci - Andy, Erica oraz Stephen. A za niedługo na świat przyjdzie kolejny maluszek.
Poznałam już najbliższą rodzinę Jenkins - jej dzieci, matkę i ojca, męża oraz psa - Bobika. To taka wspaniała rodzinka!
Dzięki nim właśnie wiem po co żyjemy. Po co jesteśmy tutaj i kochamy. Chcę mieć taką rodzinę jaką ma Doctor. Chcę mieć szczęśliwą rodzinkę!
Przyznam szczerze, że kiedy po raz pierwszy zobaczyłam całą rodzinę Jemy popłakałam się ze szczęścia. Przyjęli mnie z otwartymi ramionami i traktują jak najbliższą rodzinę.
Mąż Doctor Jemy czasami podróżuje po świecie. Jeździ i opisuje róże miejsca. Jest też fotografem, ale nigdy się nie narzuca. Matka Jemy - pani Boston poznała swego męża Ruanda na wojnie - swego czasu leczyła i opatrywała rannych. Natomiast jak się nietrudno domyślić Ruand był żołnierzem. Ojciec i matka męża Jemy mają podobne imiona - Domenica i Domenic. Też są bardzo mili. Siostry Jemy - Claudia, Steep oraz Jordan pracują jako tatuażystki. Jedna z nich nawet maluje obrazy!
Jema ma też brata - jednak go nie zdążyłam poznać. Wiem o nim tylko tyle, że mieszka gdzieś w Afryce i pomaga tam ludziom.
A dzieci Doctor! Są jak kwiatki na łące! Takie skarby! Takie pociechy! Czasami mam wrażenie, że one rozumną mnie lepiej niż ktokolwiek i siedzimy tak w ciszy.

Kiedyś powiedziałam, że czuję się u Jenkinsów jakbym była członkiem ich rodziny i jakbym miała rodzinę. Wtedy Jemy powiedziała:
- Jesteśmy rodziną. Zawsze byłaś naszą rodziną i zawsze będziesz. Niezależnie od tego co się stanie będziesz naszą małą córeczką. - a jej słowa potwierdził jej mąż.
Pamiętam, że wtedy strasznie się wzruszyłam i zaczęłam płakać. I dzięki temu wszyscy podeszli do wspólnego, grupowego uścisku...
*Luke*
- Charlie! - zawołałem próbując przekrzyczeć gwar jaki panował w domu Jenkinsów. - Charlie!
Zatrzymała się i uśmiechnęła po czym wyciągnęła z kieszeni swoich spodni notesik i długopis.
- "Co?" - napisała i postawiła obok tego buźkę. Zaśmiałem się. Zawsze gdy porozumiewaliśmy się w ten sposób budziło się we mnie rozbawienie.
- Jesteś wspaniała. - powiedziałem, a ona lekko się zaczerwieniła. - Hej! Może miałabyś ochotę przejść się potem na plażę? Wiesz... Może zdążymy na zachód słońca. - starałem się jak mogłem by mój głos ją rozbawił. Tak też było.
- "Ok". - naskrobała na kartce. - "Ale chcę się - po pierwsze - dobrze bawić. Po drugie - pośmiać i wyszaleć".
- Nie ma sprawy! Tylko ja naprawdę chcę zdążyć na zachód! - odpowiedziałem jej z nutką sarkazmu w głosie. Przewróciła oczami.
- "Luke! Bo wcale nie pójdę!" - napisała.
- Wiesz co Lie...? - specjalnie zrobiłem tutaj pauzę. - Taka napisana groźba to nie to samo co... - i ugryzłem się w język. No tak! Przecież ja zawsze muszę coś spaprać! Cholera jasna! A przecież Jenkins mówiła, żeby nie popędzać pacjentki!
- "Powiedzenie jej?" - naskrobała, a ja głośno przełknąłem ślinę.
- Przepraszam. - wyszeptałem.
- "Nie traktujcie mnie jak upośledzonego!" - to była już poważne stwierdzenie które wywnioskowałem po sześciu wykrzyknikach na końcu zdania. - "Ja po prostu nie mówię. Nie rozklejam się z tego powodu. Trzeba stanąć na nogi i iść dalej. Dogs gonna bark, Lukey!"
Oniemiałem. Czy to była ta sama dziewczynka którą zaledwie parę tygodni temu trzymałem w ramionach i tuliłem do piersi? Czy to ona krzyczała w nocy i nawoływała mnie?
Ta jest silniejsza. Stanęła na nogi i radzi sobie z przeszłością...
Jestem dumny. Jeszcze nie do końca ale jestem z niej dumny. I chciałbym jej powiedzieć, ale nie mogę... Po prostu nie mogę.
*Doctor Jenkins*
Terapia... Co to właściwie może być? Nigdy nie używam słowa terapia - ludzie jej nie potrzebują.
Pacjenci nie lubią kiedy ich rozmówca siedzi cicho tak jak to w innych gabinetach psychologicznych bywa. Ludzie pragną zrozumienia, pomocy i rozmowy.
A w przypadku Charlie Mia... No cóż. Ona uwielbia słuchać!
Charlie w przeciągu paru tygodni stała się dla mnie najstarszą z moich dzieci. Czuję... Po prostu wiem, że... Że wybierze świetne imię dla mojego przyszłego dziecka.
Tylko, że na razie jej nic nie mówiłam...
Nagle przed oczyma miałam rozentuzjazmowaną twarz swojej podopiecznej.
- "Ja już zmykam" - napisała, a ja westchnęłam.
- Idziesz z Luke? - zapytałam patrząc w stronę chłopaka który tak bardzo mi pomaga.
- "Tak."
- Miły jest. - stwierdzam i od razu dodaję. - Podoba ci się? Słodko wyglądacie tak razem...
- "Ciociu!"
- No ale chyba mi nie powiesz, że ci się nie podoba? - zapytałam lekko oburzona.
- "Idę".
- Ok, ale bądź punktualnie o dziewiętnastej! - i obie wybuchłyśmy śmiechem. - Leć już, leć do tego swojego kochaneczka!
Prychnęła coś pod nosem i poleciała.
*Luke*
- Co Jemy mówiła? - zapytałem kiedy znajdowaliśmy się dwie ulice dalej.
- "Podsłuchiwałeś!" - napisała oburzona po czym pacnęła mnie w ramię.
- Nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi. - po czym dodał. - You sexy and you know it baby.**
Zaczerwieniła się.
- "Nie mów tak." - poprosiła.
- Ja nie mówię. Ja tylko stwierdzam fakty Charlie.
*Charlie*
Położyłam się na wilgotnym piasku, a zaraz potem mój przyjaciel poszedł w moje ślady. Wpatrywaliśmy się w idealne niebo.
Co jakiś czas odruchowo chwytałam się rękawa koszulki Luke którą miał na sobie, a on delikatnie przesuwał moją dłoń w kierunku swojej by złączyć nasze palce.
- You sexy and you know it. You sexy. - nucił pod nosem. Wiedział, że nie lubię kiedy mówi o mnie w ten sposób. Nie jestem pięknością świata! Heloł?!
- "Co jarałeś?" - napisałam na kartce i pozwoliłam by przeczytał w spokoju moją wiadomość.
- Nic.
- "Na pewno?" - a on zaczął mnie łaskotać. Śmialiśmy się, piszczeliśmy...***
Zaczęło się. Wojna. Ja przeciwko Luke. Czy miałam jakąś szansę by chociaż raz oberwał ode mnie pociskiem z piasku? No pewnie.
Chlapaliśmy się wodą i nim się obejrzeliśmy cali byliśmy w piachu.
Jako, że mój notesik już na nic się nie nadawał nie mogłam komunikować się z Luke... Ale to nie przeszkadzało nam w dobrej zabawie.
- Ok, ok! - krzyknął kiedy brodziłam w wodzie, a w rękach miałam wielką kulę piachu. - Przyznaję się!
Czekałam.
- Tylko shisha. - wyznał szeptem. Ach ten Luke! Wprost pragnęłam wlepić mu tę kulę piachu w głowę! I tak też się stało.
Zamykał i otwierał oczy i usta chcąc coś powiedzieć. W ostatniej chwili przyciągnął mnie do siebie i... Pocałował.
Był to mój drugi pocałunek w życiu. Nie chcę porównywać Luke z Beau. Nie będę tego robiła. Ale zastanawia mnie dlaczego. Dlaczego to zrobił? Dlaczego akurat teraz?
Nie odwzajemniłam gestu. Podczas gdy speszony Luke próbował jakoś wyjść obronną ręką z sytuacji, ja nic nie robiłam. Stałam tam i nie wiedziałam co się dzieje. Przypuszczam nawet, że jeżeli Luke chciałby mnie spakować do samochodu i wywieźć na Alaskę to nie stawiałabym oporu.
- Lie... Ja. Przepraszam. - odwrócił się na pięcie i odchodził zdecydowanym krokiem.
- Wracaj tutaj głupku! - krzyknął ktoś z oddali. Nie rozpoznawałam czyj to był głos ani skąd dochodził. Wiedziałam tylko, że to ja chciałam powiedzieć to zdanie.
Luke jak na zawołanie stanął, ale się nie odwracał.
Podbiegłam do niego i spojrzałam w jego oczy. Było w nich niedowierzanie.
- Czy to...? - zapytał.
- Nie. Święta Teresa. - odpowiedziałam i poczułam, że wracają mi siły.
Na twarzy mojego przyjaciela zakwitł uśmiech. Przygryzł wargę, a potem nagle oboje wybuchliśmy śmiechem. 
Nieoczekiwanie dostałam kulką piaskową w głowę. Połowa piasku dostała się do mojej buzi, inna część wylądowała w moich włosach.
- Wsiadaj na plecy. - zażądał Luke. Posłusznie choć z wielkim ociąganiem wskoczyłam mu na plecy, a on zaśmiał się. - Teraz będę cię niósł całą drogę, my princess.
*Psy będą szczekać.
**Jesteś seksowna i wiesz o tym kochanie
***Charlie pomimo tego, że nie potrafi mówić potrafi wydawać z siebie różne dźwięki.

3 komentarze: