poniedziałek, 5 sierpnia 2013

IV - Zwierzenia

*Beau*
Wysiadłem z auta i nie wiem czemu byłem zły. Byłem zły na Lukeya. Za co? Nie, chyba nie byłem zazdrosny o to, że Charlie... Nie, nie. To nie to. Po prostu nie miałem ochoty pomagać mu delikatnie jej wynosić z auta. Więc kiedy zawołał za mną czy mu pomogę powiedziałem.
- Możesz mnie pocałować tu. - rozebrałem koszulkę, która i tak już była wygnieciona i cisnąłem ją prosto w błoto.
Brat poszedł za moim przykładem i już po chwili staliśmy w samych dżinsach na podwórku śmiejąc się z własnej głupoty. Nasze koszulki już dawno powinny iść do kosza (czyt. do błota).
Ostrożnie wziąłem ją na ręce. Jej głowa osunęła się na moją pierś. Czułem jej lodowatą skórę, byłem niespokojny. W moich ramionach była jeszcze bardziej drobniejsza i delikatniejsza. Luke przytrzymał nam drzwi, a ja uważnie niosłem ją prosto w głąb domu.
Położyłem ją na łóżku w pokoju, który kiedyś "wynajmowała" Ariana. Ten pokój był jak bajka. Nic dziwnego, ponieważ Jai - tak, ten Jai - kupił wszystkie rzeczy, które się tu znajdują. Potem Ari trochę tu pozmieniała, trochę zepsuła, ale i tak pozostał z tego kawał dobrej roboty jednego z moich braci.
*Luke*
Cicho, by nie obudzić Charlie weszliśmy na palcach do jej pokoju. Beau położył ją na łóżku, a ja okryłem kocem.
- Otwórz tu okna. - rozkazał, a zaraz potem wyszedł.
Posłusznie uchyliłem okno. Nie wiedziałem co mam teraz zrobić. Wyjść tak po prostu tak jak Beau? A może powiedzieć jej "dobranoc". Przecież i tak nie usłyszy.
Nachyliłem się nas dziewczyną i położyłem swoją prawą dłoń na jej ramieniu.
- Teraz powinieneś mi życzyć dobrej nocy i pocałować w policzek. - mruknęła cicho. Zaśmiałem się. - Ale z racji, że to nie film romantyczny wystarczy mi tylko "dobranoc". - otwarła jedno oko. Miało piękną, brązową barwę. Niekiedy zmieniało kolor pod wpływem światła, innym razem pojawiały się urocze przebarwienia, które kontrastowały z jej naturalnym kolorem. Jej oczy (czyt., oko) połyskiwało i robiło się szklane. Wiedziałem, że zaraz zacznie płakać.
- Hej, spokojnie. - położyłem dłoń na jej karku. - Jeśli chcesz mogę dać ci buzi, buzi. - zażartowałem.
Pokręciła tylko niespokojnie głową.
- Nie o to chodzi. - czy mi się wydawało czy jej naprawdę załamywał się głos. - Nie powinnam płakać, przynajmniej nie teraz.
Usiałem na końcu łóżka i zaraz zostałem obdarzony ciepłym uściskiem. Głaskałem ją po włosach i szeptałem, że nie ma się czego wstydzić. Po jej śnieżno - białych policzkach spływały słone łzy.
- Przepraszam. - kiedy się trochę uspokoiła, wytarła nos i oddaliła się ode mnie na wyciągnięcie ramion. Spuściła wzrok. Teraz mam wspaniałą okazję, pomyślałem i nachyliłem się by pocałować ją w czubek głowy. Na jej i moich policzkach wykwitły rumieńce. Oboje nieśmiało spoglądaliśmy w swoim kierunku. Charlie tylko czasami zerkała na drzwi.
- Będziesz spała? - spytałem układając ją do snu po raz kolejny.
- Zostaniesz? - spytała i złapała mnie za rękę. Uśmiechnąłem się po czym przysiadłem na podłodze obok jej łóżka wciąż trzymając się za ręce.  Popatrzyła na mnie z wdzięcznością.
- Boję się ciemności. - wyznała i znowu się zarumieniła.
- Ja boję się skrzyżowań dróg. - czułem, że Charlie pragnie mi zaufać i chciałem stać się jej przyjacielem. - Czy to źle, że się czegoś boimy?
- To zależy czego dokładnie. Ciemność zawsze nam towarzyszy. To tchórzostwo bać się ciemności. Ale skrzyżowań tego nie dotyczy. - pokiwałem przecząco głową.
- Każdy się czegoś boi. I to nie oznacza, że jest tchórzem lub nie potrafi sobie poradzić z życiem. To oznaka, że on nadal walczy i próbuje przezwyciężyć strach. - ścisnęła mocniej moją dłoń, a potem dotknęła mojego policzka. Położyłem głowę na kołdrze którą była przykryta. Znajdowaliśmy się niebezpiecznie blisko siebie.
Czułem jej ciepły oddech i szybkie bicie serca. A może to moje serce waliło jak młot? Już sam nie wiem. Zatonąłem w tych pięknych, czekoladowych oczach. Wręcz się w nich topiłem, ale nie przeszkadzało mi to.
- Dziękuję. - wyszeptała. - Nie mam pojęcia jak ty to robisz, ale wierzę ci. Naprawdę ci wierzę.
Rzuciłem jej jeden z swoich uśmiechów, który był zarezerwowany wyłącznie dla moich najbliższych.
- Chyba powinieneś już iść. - delikatnie dotykała moich włosów. Mruknąłem niezadowolony, ale zaraz potem się opanowałem.
Lubisz ją Lukey. Nic więcej. Przecież ona za dwa miesiące wyjedzie, wyjedzie daleko stąd, mówił głos w mojej głowie. Miała być tylko twoją przyszywaną siostrą. I co ty robisz? No co? Lukey, Lukey, Lukey.
Ale przecież ja ją tylko lubię!, odpowiadam w myślach. Dziwne, wojna z samym sobą... Nie całujemy się, nie obściskuję jej. Jesteśmy jak woda i ogień. Albo jak ogień i ogień. Albo odwrotnie. No, chodzi o to, że tacy sami. To nic złego, myślę i wstaję z miejsca. Zaskoczona Charlie odskakuje do ściany.
Kiedy wychodzę mówi mi coś czego bym się nie spodziewał.
- Byłam kiedyś chora. Mocno chora. - zwierza mi się, a ja momentalnie znajduję się blisko niej. Patrzy gdzieś w bok, tak jakby nie mówiła do mnie. Wiem, tak jest łatwiej mówić, ale to strasznie frustrujące.
- Czuję się teraz jak podła ździra. Niszczyłam siebie... I innych. - w niemym spokoju czekałem.
*Charlie*
- Głupio mi... Właściwie to nie tyle co głupio. Czuję do siebie wstręt, obrzydzenie. No bo jak mogłam to robić?! Jak mogłam narażać siebie i innych na cierpienia?! - z trudem przychodziły mi kolejne słowa. Pokręciłam głową.
- Ale to nie wszystko. Ja siebie zabijałam. Wyniszczałam od wewnątrz. Mogłam umrzeć! Ale żyję. Uratowali mnie. Na początku nie rozumiałam po co to zrobili. Ale teraz już wiem. - nie byłam pewna, czy Luke zrozumie to co mu powiem.
- Kochali mnie. Kochają nadal. Mama, Tinny. Wszyscy rodzice zastępczy, którzy się mną zajmowali. - pociągnęłam nosem. Żałosne, zwierzam się osobie którą dzisiaj dopiero poznałam. 
- To nie ma sensu. Wtedy nic nie miało sensu. Głód, cierpienie, ból... Wszystko powróciło ze zdwojoną siłą i uderzyło. Z zaskoczenia. - nie chciałam patrzeć na chłopaka. - Rozumiem. Teraz rozumiem wszystko. Ale czasami się zastanawiam, dlaczego właśnie ja?
- Co chcesz przez to powiedzieć? - dopiero po chwili się odezwał. Tym pytaniem przybił mnie do muru.
- Jestem... Byłam. Tak, to chyba dobre określenie. - tu na chwilę zrobiłam pauzę. - Byłam anorektyczką.
Tak, najzwyczajniej znowu cierpienie wbiło się we mnie niczym ostry kolec. Nie lubiłam tego słowa. Anorektyk, anorektyczka. Głodzenie się. Głód.
Anorektyczka, anorektyczka, anorektyczka, anorektyczka..., rozbrzmiewało w mojej głowie.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że uczyniłam z Luka coś na miarę mojego pamiętnika - sekretnika. Tylko tym razem ja nie miałam kluczyka tylko on. Nie mogłam być pewna, że nie powie nikomu. Nie miałam pewności, że słowa wypowiedziane przeze mnie w tym pokoju zostaną w tych czterech ścianach i nie wyjdą drzwiami.
- Leczyłaś... - wziął głęboki oddech. Chyba go to przerosło. - Leczyłaś się?
- Terapie, psycholog... Mówią, że pomogły. W prawdzie już się nie głodzę, nie czuję tego obrzydzenia kiedy wkładam coś do ust. Mogę normalnie jeść. Nie lubię jeść za dużo. Ale nikt nie pomyślał, że prócz anoreksji - przeszły mnie zimne dreszcze. - Jest jeszcze mój umysł. I wspomnienia.
- Jest lepiej... - stwierdził. - Ale nadal cierpisz.
- Jest lepiej, ale nadal cierpię. Zawsze będę cierpiała. To część mojej pokuty. - zdziwił mnie mój spokojny, głęboki głos.
- Przepraszam. To musi być bolesne. - dotykał moich włosów.
- To jest bolesne. Ale czuję... Po prostu czuję, że muszę o tym mówić. Tak będzie lepiej, może w ten sposób jakoś sobie poradzę. - spuściłam wzrok uświadamiając sobie co takiego mówię. Mówię o tym co nieuleczalne. O tym co było i przetrwało. Czyżbym miała promyk nadziei? Na lepsze jutro.
Co ty gadasz! I tak już jest o niebo lepiej. Nie siedzisz sama w pokoju, polubiłaś chłopaków. Nie jesteś już Charlie Nudna Mia. Jesteś Charlie Coś Się Dzieje Mia. I jest dobrze - podoba mi się to.
Dotknął mojego policzka. Przyjemne te dreszcze. Chciałabym, żeby znów mnie przytulił, ale nie mam odwagi go o to poprosić.
Wodzę palcem po jego opalonym ramieniu. Jego skóra ma ciemny odcień, na pewno ciemniejszy od mojego. Idealna. Co ja opowiadam! Nie tylko karnacja jest idealna. Lukey jest idealny. Chłopcy są idealni. Tu jest idealnie.
Niespodziewanie rzucam się w ramiona chłopaka tak, że oboje spadamy na podłogę. Śmieję się. Luke przytula mnie mocno. Czuję jak jego klatka piersiowa unosi się i opada. Obejmuję go rękoma. Przyjemne to... przytulanie się.
Czuje się wtedy takie przyjemne ciepło, tak jakby ten ktoś kochał cię. Ale szczerze cie kochał. I nie chcesz wypuścić tej osoby z objęć. To takie miłe...
Ktoś chrząknął nerwowo. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Tego się właśnie bałam. Pozwolę sobie na chwilę słabości, ktoś pomyśli coś niewłaściwego...

1 komentarz:

  1. Fajny rozdział. Czekam na następny. Jakbyś chciała to tu jest link do mojego bloga: http://storyjanoskians.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń