poniedziałek, 19 sierpnia 2013

VIII - Niespodzianka!

*Charlie*
Byliśmy w małej kawiarence na przedmieściach. Niestety do Daniela zadzwoniła pewna osoba (czyt. dziewczyna) i natychmiast się zmył.
Tym razem nie pozwoliłam Lukeowi zamawiać za siebie.
- Jakiego smaku lody mali? - zwrócił się do mnie i do JJ - Justina.
- Gogurtowe, gogurtowe! - piszczał mały.
- A ta mała księżniczka? - niewiarygodne co Luke może wyczyniać z głosem i co się wtedy ze mną dzieje.
- Niech będzie. - mówię i odchodzimy z moim podopiecznym do wolnego stolika.
Kawiarnia nie jest zapełniona po brzegi - widzę tu tylko jakąś parę, staruszkę z siatkami oraz kobietę z biura. Skąd wiem, że pracuje w biurze? Ma przy sobie całą masę papierów, laptopa i jest tak charakterystycznie ubrana...
- Proszę bardzo. Zamówienie gotowe. - podchodzi do nas Brooks z trzema odami o smaku jogurtowym. Na jednym z nich lukrowymi kuleczkami ułożono moje inicjały w serduszku z tych małych, kolorowych kuleczek do jedzenia.
- Ja stawiam. - dodaje pośpiesznie, a ja znowu mam wyrzuty sumienia, że zawsze musi za mnie płacić. Luke widząc moją minę dodaje. - Nie nękaj się. Będziesz miała dużo czasu, żeby postawić mi jakiś obiadek czy coś. - i puszcza do mnie oczko.
Zabieram się do jedzenia loda. Rzeczywiście ma smak jogurtu, a kuleczki są przepyszne. Kiedy przypadkowo brudzę się lodem Lukey Pookey sięga po serwetkę i delikatnie ściera mi jogurtową masę z kącików ust.
- Smakuje. - stwierdza, a to co później zrobił przekracza wszelkie granice ludzkości.
Sięgnął po mojego loda i... Rozmazał mi go na policzku. Zamiast się złościć zaczęłam się śmiać.
- Teraz to ci się dostanie Brooks! - i ja też wysmarowuję go lodem jogurtowym. Na szczęście JJ - Justin nie idzie w nasze ślady.
Zostajemy wyrzuceni z kawiarni za hałasy. Cała nasza trójka śmieje się, a ja i Luke wciąż mamy lody na twarzy. Postanawiamy znaleźć jakąś ławkę (czyt. ławkę i serwetki). W pobliżu nigdzie nie ma żadnej lodziarni która służyłaby nam serwetką. Luke podchodzi do pewnego staruszka, a kiedy klepie go w ramię ten uśmiecha się od ucha do ucha i pyta czy właśnie skończyliśmy wojnę na lody.
Odpowiadamy, że tak. Facet daje nam całą paczkę chusteczek higienicznych i mówi, że jak był w naszym wieku to robili to samo z mlekiem.
- Musimy kiedyś spróbować. - żartuje Lukey.
Biorę od niego chusteczkę i już chcę ścierać mać ze swojej twarzy kiedy niespodziewanie dostaję buziaka prosto w policzek. Przy okazji mój przyjaciel zgarnął trochę jogurtowego loda.
- Ale ty słodko smakujesz! - śmieje się, ale zaraz zaskoczony przerywa. Też dostał ode mnie buziaka.
Całe to czyszczenie zeszło nam całkiem sprawnie - parę buziaków. Lukey nawet wpadł na pomysł żeby zlizać ze mnie trochę jogurtu i oczywiście od razu przystąpił do działania. Było strasznie dużo śmiechu!
Dostałam też buziaka czy dwa od Justina - JJ. To było takie słodkie!
Kiedy już się nawzajem oczyściliśmy i zmyliśmy z siebie "maseczkę upiększającą" dostałam na raz dwa buziaki - w prawy policzek od JJ, a w lewy od jednego z bliźniaków.
- Słodko się rumienisz. - szepnął mi do ucha Luke, a JJ wskoczył mi na kolana.
- Jeśtem zazdrośny! - oznajmił po czym pobiegł na huśtawki.
- I jak tam pierwszy dzień w pracy? - spytał Lukey.
- A widzisz żebym przewijała pieluchy? - na pytanie odpowiedziałam pytaniem.
- Och, jaka szkoda! Chętnie zobaczyłbym jak przewijasz tego małego. - wskazał palcem na JJ który teraz bawił się w piaskownicy.
- Ma na imię JJ. To znaczy Justin.
- Wiem jak ma na imię Charlie. - mówi sarkastycznym tonem. - Czasami chodzi do nas popatrzeć jak jeździmy.
Właśnie coś sobie uświadamiam.
- Jeśli ty go znasz, to znasz też Iwanów! - pacnęłam go w ramię. - Luke, to było wszystko ustalone?! - zmierzwił sobie włosy. - Wiedziałeś, że JJ nie sprawia większych kłopotów i dlatego załatwiłeś mi pracę u nich?!
- Poprawka, sama sobie załatwiłaś. Ja tylko podsunąłem pomysł. - wstał z ławki i zaczął się niepewnie oddalać tak jakby wiedział, że właśnie zaraz zamierzam zacząć za nim biec.
Uciekał wokół drzew, tak żebyśmy byli blisko chłopczyka. Cha! Jestem szybsza Lukey!
Złapałam go za kurtkę, a on "przewrócił" się na ziemię. Ja razem z nim.
- Jesteś świnią Brooks! - wołam, a on zalewa się łzami śmiechu. - Czy to, że mieliście się spotkać z JJ na rampie było ustalone?
- Nie no, co ty! Nawet nie wiedziałem, że chcieliście dzisiaj wyjść na dwór! - złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. - Ale jesteś szczęśliwa, że nie spędziłaś całego dnia na tamtej ławce, prawda?
- Jesteś dupkiem Brooks. - nie mówiłam tego bo byłam na niego zła.
- Jesteś szczęśliwa? - spytał poważnym tonem. Nawet nie zauważyłam kiedy przenieśliśmy się do pozycji siedzącej.
Zastanowiłam się chwilę.
- Jestem. - odpowiedziałam niepewnie.
- Ale to nie jest stuprocentowe szczęście, prawda?
- Nie jest. - potwierdziłam.
- Czego ci potrzeba do pełni szczęścia? - zdziwiło mnie jego pytanie, ale odpowiedziałam.
- Chciałabym... - czekał cierpliwie. - Chciałabym mieć lepsze stosunki z moją mamą...
- Coś jeszcze?
- Tak. Chciałabym już nie być tą starą Charlie. - nie zrozumiał, zmarszczył czoło.
- Jak to?
- Widzisz... Od zawsze jestem taka... - nie umiałam dobrać odpowiednich słów.
- Taka jak teraz? - podsunął.
- Może być. Od zawsze jestem taka jak teraz.
- Czyli chcesz zmienić swój charakter? - spytał.
- Nie. No, niezupełnie. Nie chcę być z zewnątrz już tą samą, nudną dziewczyną. Bo odkąd tutaj jestem ciągle coś się dzieje. A to złamałam nos. - dotknęłam swojego nosa. - A to mam rękę skręconą, albo mam pracę... Ciągle coś się dzieje. U mnie zawsze było nudno. - posmutniałam.
- Czyli chcesz zmienić swój wygląd? - upewnił się.
- Tak. Chyba tak. Jeśli to mi pomoże to tak.
*Luke*
- Nie martw się. - pogłaskałem ją czule po włosach, a ona oparła się czołem o moje ramię. - Nie pozwolę, żebyś kiedykolwiek już się nudziła.
Uśmiechnęła się lekko.
- Jesteś kochany. - wyszeptała. Jestem kochany, jestem kochany... Muszę jej kiedyś przypomnieć jak będzie na mnie zła, że przecież ja JESTEM KOCHANY!
- Co się tak śmiejesz? - spytała. No tak, ja i ten mój głupi uśmiech.
- Nic, nic. Myślałem o tym, że jak znowu zrobię coś za co będziesz zła to powiem ci, że jestem kochany. - ostatnie dwa słowa wykrzyczałem. Zatkała mi buzię dłonią.
- Przestań się wydzierać. - upomniała mnie.
- To mnie pocałuj. - wypaliłem bez namysłu. Ale wtopa!
Charlie zerknęła na mnie podejrzliwie po czym wstała. Poszedłem w jej ślady.
- Hej, Charlie! - zatrzymałem ją. Nie odkryłem czy była zła, czy się obraziła, ponieważ cały czas stała tyłem do mnie. - Nie chciałem... Ech... - zmierzwiłem sobie włosy. - Wiesz jaki jestem... Coś powiem zanim przemyślę...
Odwróciła się. Miała rozbawioną minę. Wszystko tylko nie to, pomyślałem. Wszystko!
- No chodź już! - pociągnęła mnie za rękaw mojej bluzy z "Obey".
*Jai*
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Już idę! - zawołałem i odłożyłem swojego laptopa.
Pierwszą osobą która wpadła mi do głowy był Luke. Jeździł gdzieś na desce czy coś... Więc krzyknąłem:
- Luke, ty dupku! Kluczy nie umiesz ze sobą zabrać?! - ale odpowiedział mi cichy chichot zza drzwi.
Otworzyłem, a na moją szyję rzuciła się... Ariana!
- Co ty tutaj robisz? - spytałem. Nigdy nie mogę uwierzyć, że właśnie to ONA przylatuje do mnie.
- No jak to co? Mówiłam ci, że przylecę was odwiedzić! - odpowiedziała, a w jej oczach pojawiły się iskierki. Pocałowałem ją w usta.
- Mogłaś zadzwonić! Przyjechałbym na lotnisko!
- Jai, chciałam żeby to była niespodzianka. - powiedziała poważnym tonem.
- W pełni się udała. - rozpromieniła się. Zabrałem jej walizki i zaniosłem na górę.
- Ari... - odchrząknąłem. - Gdzie będziesz spała?
- Och... Mogę spać nawet i na podłodze!
Czy wspominałem kiedyś, że moja dziewczyna jest nienormalna? Ach, tak. Chyba z parę razy.
- Zaniosę twoje walizki do mojego pokoju. - powiedziałem, a Ariana zaproponowała, że zrobi mi kakao.
- Cudownie, że u was prawie nic się nie zmienia! - powiedziała podając mi kubek z gorącą cieczą. - A gdzie reszta? Twoja mama, Beau, Luke... Charlie?
- Mama jest u koleżanek o ile dobrze wiem, Beau jeździ gdzieś samochodem (czyt. możliwe, że śledzi Charlie), Luke wziął deskę i wyruszył na podbój świata, a Lie znalazła pracę...
- Och, pracę? - była zainteresowana dziewczyną. - Co robi?
- Opiekuje się dzieckiem... Takiego jednego bogatego gościa. Tutaj o okolicy.
- Nie przeszkadza jej to?
- Ani trochę... Chyba. Dzisiaj ma pierwszy dzień.
- Okey. Więc oglądamy filmy! - włączyła telewizor i rzuciła się na kanapę. Objąłem ją ramieniem, a ona nastawiła jakąś komedię romantyczną.
*Beau*
Nie. Wcale nie śledziłem Charlie! Co wy sobie o mnie myślicie! Byłem na przejażdżce. Autem.
Jeździłem po okolicy... Po co? Chciałem się oderwać. Może też szukałem kogoś kto w moim sercu mógłby zastąpić miejsce Charlie?
Przecież nie byłem głupi, wiedziałem co się święci.
Charlie + Lukey Pookey = ♥♥♥ 
A ja miałem zostać poszkodowany.
Dobra, muszę się przyznać. Zakochałem się... Ale czy idzie tak od razu? Tak, że po paru dniach znajomości czujesz, że to właśnie ją kochasz? Najwyraźniej tak. Jestem tego przykładem.
Próbowałem się skupić na dziewczynach które szły ulicami miasta. Trudno jest się skoncentrować na czymś innym wiedząc co się ma stać. Przecież to widać na pierwszy rzut oka. On się do niej klei, a ona do niego...
Westchnąłem. Chyba to nie ja miałem się zakochać w naszym gościu...
Widziałem różne, śliczne dziewczyny, ale żadna nie była w stanie urodą dorównać Lie. Spróbowałem skupić się na tym co każdą od siebie różni...
Ta miała zgrabny, mały nosek. O, a tamta kasztanowe włosy. A jeszcze inna miała tatuaż na nadgarstku...
Ale po pewnym czasie obserwowania zauważałem tylko to co tamte dziewczyny miały wspólnego z Miki Mouse.
Tamta miała taki sam uśmiech, a tamta podobny kolor oczu... Tamta miała taką samą bluzkę co Charlie!
To mnie kiedyś wykończy, powiedziałem sam do siebie i zawróciłem w stronę domu.
*Charlie*
Szliśmy w kierunku domu Justina - JJ. Właściwie to ja i JJ szliśmy - Brooks jechał na deskorolce po ulicy... Nagle wydało mi się to szokujące - on jeździł po lewej stronie!
- Luke! - krzyknęłam. - Luke, zjedź na prawą stronę!
Wołałam jak wariatka, a ten dalej jechał po lewej stronie śmiejąc się ze mnie.
- No co? - pisnęłam i złapałam za rękę chłopczyka który szedł u mojego boku.
- Jeszcze nie zauważyłaś? - uśmiechnął się.
- Ale co miałam zauważyć? - byłam w kropce. Luke zaśmiał się nerwowo po czym zeskoczył z deskorolki i zjawił się tuż obok mnie.
- Dziecinko. - zaczął, a ja już wiedziałam... W Australii jeździ się po lewej stronie! Spaliłam buraka.
- Miałam prawo nie wiedzieć. - burknęłam urażona, że nie powiedział mi wcześniej.
Spontanicznie złapał moją rękę i chociaż próbowałam wyrwać mu ją nie ustępował. Zerknęłam na niego kątem oka i poddałam się - nie miałam ochoty walczyć.
- Tso byl supra dzin. - powiedział z powagą Justin po czym zaczął skakać z nogi na nogę. Uśmiechnęłam się pod nosem, tak słodko seplenił!
A Lukey widząc to zrobił obrażoną minkę po czym powiedział:
- A mną byś się też tak zajmowała gdybym slotko sepenił? - dwa ostatnie słowa próbował wymówić w charakterystyczny dla JJ sposób. Pacnęłam go w ramię. - Za co?! - oburzył się.
- Zazdrośnik. - stwierdziłam po czym wzięłam Justina - JJ na ręce.
- Nie cem bebyś śiobie posła! - powiedział ze smutkiem po czym przytulił się do mnie. Stanęły mi łzy w oczach.
- Ja też nie chcę. - wyszeptałam odrywając jego małe, chude łapki od swojej szyi. - Ale musisz już grzecznie pójść umyć ząbki i zasnąć.
- Poćytaś mi? - zapytał błagalnym tonem. Spojrzałam na Lukeya, ale ten wyraźnie udawał, że nie interesuje go nasza wymiana zdań.
- Ale tylko chwilkę. - odpowiedziałam po czym otworzyłam przed dzieciakiem drzwi. Mały popędził do swojego pokoju.
- Tylko dokładnie umyj zęby! - krzyknęłam za nim, a on zbiegł po schodach i korzystając z tego, że przykucnęłam pocałował mnie w policzek. Był to bardzo miły całus. A potem wrócił do pokoju.
- Bo zacznę być zazdrosny! - Luke wzniósł oczy do nieba.
- Nie wiem czegoś? - zapytałam. - Wiesz... Zawsze mile przyjmę, że mam jakiegoś adoratora. - zaśmiał się.
- Jednego już masz. Mogę być drugim. - przeszyły mnie zimne dreszcze. - To co? Śniadanie do łóżka?
Zażartował.
- Mógłbyś być bardziej pomysłowy. - znowu śmiech.
- Lepiej już idź. Zaraz pewnie wskoczy ci do łóżka. - walnęłam go w ramię. - No co?
- Idziesz ze mną. - zadecydowałam za niego, a widząc jego wzrok dodałam. - Jak za długo czytam to mam chrypkę.
- O, o, o...! - wykrzyknął mój przyjaciel. - W końcu się czegoś o tobie dowiaduję!
- Ciekawostka numer jeden.
- A jaka jest numer dwa? - zamyśliłam się.
- Panicznie boję się pająków. Mam na tym punkcie obsesję. No i kaczki.
- Co kaczki? - zdziwił się.
- Boję się kaczek. - wyjaśniłam, a on zrobił duże oczy.
- Więc nigdy nie karmiłaś kaczek?
- Tak.
- Idź ciągle na przód i na przód... - zanucił i wykonał charakterystyczny ruch rąk dla tańca hula.
- Dobra, a jaka jest ciekawostka numer trzy? - już miałam mu odpowiedzieć, ale z pokoju JJ - Justina dobiegł mnie jego głos:
- Cytamy?
- Już idę! - odkrzyknęłam i zdałam sobie sprawę, że w domu nikogo prócz gosposi nie ma. Złapałam Lukeya za rękę i pociągnęłam za sobą.
- Dobry wieczór! - powiedziałam kiedy ją zobaczyłam.
- Dobry, dobry... - zerknęła na nasze splecione ręce. - To twój... Chłopak? - zaczerpnęłam powietrza by jej zaprzeczyć, ale wyprzedził mnie Luke.
- Tak. Jesteśmy razem. - przyciągnął mnie bliżej siebie i pocałował w policzek.
I co ja mam teraz zrobić? Powiedzieć "Luke, co ty bredzisz?", a wtedy gosposia postrzegłaby go jako kłamce. Nie miałam wyjścia - musiałam udawać, że jesteśmy parą.
- Słodko razem wyglądacie! - klasnęła w dłonie po czym ulotniła się.
- Luke! - chciałam na niego nakrzyczeć, ale w porę przypomniałam sobie o JJ.
- No co? - przekomarzał się ze mną. - Kochanie.
- Chodź już. - zrezygnowana pociągnęłam go do pokoju malucha.
- Czyżby zapowiadała się noc pełna wrażeń?
- Tak, z książką i kocykiem.
__________________________________________________________________________________
Małe ogłoszenie o którym zapewne wiecie - Jai i Ariana zerwali ;_________; Ale w moim opowiadaniu nadal będą razem <3


1 komentarz: