wtorek, 27 sierpnia 2013

XII - Marley and Me

*Charlie*
- Jeszcze chwila Charlie! - upominała mnie dziewczyna Jaia. - Nie wierć się tak!
Podczas gdy ona krzątała się wokół mnie i próbowała mnie upiększyć moim jedynym zadaniem było nie wiercić się. Mogłam do woli wzdychać i marudzić, ale nie wolno mi było się poruszyć.
- Gotowe! - uradowana cofnęła się krok do tyłu i przyjrzała się swojemu "arcydziełu". Poruszyłam się niespokojnie.
Znajdowałyśmy się w niebieskim pokoju który na prośbę Ariany przerobiłyśmy w naszą prywatną garderobę do której nikt prócz mnie i Grande nie miał dostępu. Oczywiście chłopcy grasowali na początku pod drzwiami nasłuchując co będziemy robić, ale potem na szczęście odpuścili.
Ari specjalnie zabrała lustro tak żebym nijak mogła się zobaczyć. Kazała mi czekać do końca. I właśnie skończyła!
Trochę się boję... A jeśli wyszły mi różowe włosy i wyglądam jak transwestyta? Nie, spokój! Charlie, zaufaj Arianie. Zaufaj.
Powoli wstałam z kanapy. Otworzyłam oczy i ujrzałam swoje nowe ubrania - wielkie stosy dżinsów, T - shirtów, butów i innych ubrań. Najbardziej z tego wszystkiego podobały mi się białe, pluszowe buty ugg (polskie emo) które miały śliczne, miękkie futerko. Nie ukrywam - strasznie podobała mi się też reszta tego co tutaj leżało ale uggy były na pierwszym miejscu.
Ari przyniosła lustro. Teraz nie było odwrotu. Miałam na sobie moje białe uggy i poczułam się pewniej. Spojrzałam w dół. Miałam na sobie czarne rurki oraz niebiesko - szarą bejsbolówkę bez zapinania. Wkładało się ją przez głowę.
Stanęłam przed lustrem. Nie wierzyłam własnych oczom! Gdzie podziała się ts szara myszka w wyciągniętych dresach? Gdzie ona się podziała? Odeszła. Skończyła swoją pracę. Jestem nową Charlie Mia.
Przede mną stała blond włosa piękność. Miała śliczne, kolorowe oczy które mieniły się raz na niebiesko, a raz na czarno. Make - up idealnie podkreślał jej urodę, a nie było go wcale dużo. Dziewczyna miała śliczny, biały uśmiech oraz mały nosek. Była szczęśliwa i mogła odetchnąć z ulgą.
- Czy to naprawdę ja? - spytałam myśląc, że przed oczami mam piękny majak który zaraz zniknie.
- Tak! - Ariana była zadowolona. Ale ja chyba bardziej. Dobra robota, chciałam powiedzieć, ale zamiast tego z oczu popłynęły mi łzy.
- Coś nie tak? Coś ci się nie podoba? - Ari posmutniała. Przytuliłam się do niej po czym wybąkałam, że to łzy szczęścia i, że niczego nie trzeba poprawiać.
- Tak strasznie ci dziękuję... - przytuliłam ją mocniej, a ona pogłaskała mnie po policzku.
- To ja ci dziękuję. Miałam świetną zabawę. Ale dla ciebie to chyba były męki?
- Na początku tak. Ale teraz wiem, ze było warto.
- To co? Pokażemy się ludziom? - skinęłam głową po czym zbiegłyśmy po schodach na dół.
Chłopcy grali w FIFĘ. Nikt nie zwrócił na nas uwagi. Stanęłam na progu niepewna czy innym też przypadnie do gustu "nowa Lie".
Moja koleżanka odchrząknęła. Jak na zawołanie wszyscy jednakowo odwrócili głowy w naszą
stronę.
- Widzę, że są wszyscy. - oznajmiła po czym zaprezentowała "mnie".
Rzeczywiście - byli wszyscy. Daniel, James, Jai, Beau i Luke. Gina razem z Veronicą były w kuchni i właśnie gotowały.
Najchętniej opisałabym zachowania każdego w jednej chwili, ale wiem, że muszę zacząć od początku.
Skip rozdziawił szeroko buzię, a jego oczy były pełne podziwu. Jai spadł z oparcia kanapy na której siedział i wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Beau nieświadomie wysunął język na przód na co parsknęłam śmiechem, a Luke i James podbiegli do mnie i wzięli mnie na ręce.
- Jesteś prawdziwa? - szepnął mi do ucha Lukey.
- A jak myślisz? - pocałował mnie w ucho. Zewnętrznie się zmieniłam, ale wewnątrz zawsze będę miała dreszcze kiedy Luke będzie mnie dotykał.
W końcu wszyscy się ocknęli i naraz każdy chciał mnie przytulić. Dostałam mnóstwo buziaków i robiliśmy niezły szum przez co do pokoju weszły dziewczyny. 
Każdy mnie przytulał i pogratulował "nowego rozdziału". Każdy chciał też wiedzieć czy zrobiłam sobie trwałą. Na szczęście Ari odpowiadała za mnie. Tak, to była trwała. Będę musiała jakoś się Arianie odwdzięczyć.
Potem wszystko ucichło. Daniel musiał iść do domu (kiedy byliśmy sam na sam powiedział, że mam na niego uważać, ponieważ może się we mnie zakochać), James z Vero wymknęli się pod pretekstem wspólnej randki, a Jai, Gina, Ariana i Luke wybyli gdzieś z domu.
Został tylko Beau.
- Co robimy? - rzuciłam się na kanapę która jeszcze godzinę temu była oblegana przez Janoskians.
- A na co masz ochotę? - kto jak kto ale ja zauważyłam, że Beau się przy mnie krępuje. Usiadłam w normalnej pozycji, a chcąc by trochę wyluzował usadziłam go obok siebie.
- Oglądamy jakiś film? - zaproponowałam, a on się zgodził. Mam wrażenie, że gdybym teraz rozkazała mu skoczyć z okna to by to zrobił.
Wyjął kasety.
- Ogniem i Mieczem, Zmierzch, Igrzyska Śmierci, Homer, Mój brat niedźwiedź... - czytał tytuły które widniały na okładkach. Chwyciłam pierwszy lepszy film i podałam go Brooksowi.
- Marley i ja. - przeczytał i się rozpromienił. - Lubię ten film.
Kliknął "Play" i usadowił się obok mnie. Na początku był wstęp, a Beau udając, że się przeciąga przytulił mnie do siebie jedną ręką. Splotłam nasze palce, a on zamruczał przyjaźnie.
Mniej więcej przy momencie w którym Marley jest chory dosiadła się do nas Lala.
- Spadaj! - próbował odgonić ją Beau, ale nie pozwoliłam mu.
Przez cały film miałam głowę na jego ramieniu co wyraźnie go ekscytowało. Dotykał moich włosów, muskał palcami moje poliki i bardziej skupiał się na mnie niż na filmie.
Scena w której pies umiera bardzo mnie rozczuliła.
- O, o, o... - mój towarzysz przytulił mnie mocniej. - Don't cry, beautiful. Don't cry, baby.*
Miałam zaszklone oczy, a po moim policzku pociekła jedna samotna łezka którą chłopak zwinnie starł kciukiem.
- Pójdziemy jutro do McDonalda. - oznajmiał ochrypłym głosem, a on śmieje się pod nosem po czym całuje mnie w nos.
*Beau*
To był bardzo miły wieczór. I w prawdzie bardziej skupiałem się na Lie niż na fabule filmu który już i tak znałem na pamięć... Wolałem upewniać się, że ona nie jest snem. Że nagle nie rozpłynie się w moich ramionach jak chmura pyłu. Ale Ona była prawdziwa. I Ona właśnie mnie przytulała. A potem pozwalała bym bezkarnie ją dotykał i składał pocałunki na jej czole, nosku i policzkach.
Miałem wrażenie, że wręcz jej się to podoba i liczy na więcej.
- Ale wiesz, że jestem okropnie zły za ten numer ze zdjęciem? - oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Ach tak? - spytała sarkastycznym tonem. - Jakoś tego nie okazujesz.
- Bo cię kocham. - chciałem ugryźć się w język ale słowa same płynęły. Charlie puściła moje wyznanie mimo uszu co bardzo mnie ucieszyło. Ze mną byłaby tylko nieszczęśliwa, a ja rozczarowany, że nie czuje tego co ja.
*Nie płacz, piękna. Nie płacz, kochanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz