niedziela, 1 września 2013

XV - Pod osłoną nocy...

*Charlie*
Słodko spałam w swoim niebieskim pokoju. Teraz nie wydawał mi się już taki magiczny - w końcu mieszkał ze mną Lukey - Pookey. Wszędzie walały się jego ubrania, jego rzeczy...
Starałam się nie przypominać matki ganiącej swoje dziecko za nieporządek, więc mało co go upominałam by posprzątał.
Obudziłam się gwałtownie. Wiatr uderzał o okna, szumiał jakby chciał mi coś przekazać...
Skrzypnęły zawiasy okna i uchyliły się lekko. Moją twarz otuliło ziemne powietrze.
Mimowolnie szczęknęłam parę razy zębami.
Czy to okno się zepsuło?
Zerknęłam na śpiącego na podłodze Lukea. Kiedy oznajmił mi, że nie chce spać ze mną w jednym łóżku (wiem jak to dziwnie brzmi ale nie bierzcie z tego podtekstów) strasznie się zdziwiłam.
Co ja mu zrobiłam?
Usłyszałam drugi, szybszy oddech.
- Kto tu jest? - wyjąkałam cicho. Podniosłam się z łóżka, a do ręki wzięłam lampkę nocną.
Na początku nic nie usłyszałam, a potem zaświeciło się światło. Odskoczyłam do tyłu. Ulżyło mi.
Przede mną stał najstarszy z braci Brooks uśmiechając się przepraszająco. Odłożyłam lampkę na miejsce i osunęłam się na podłogę.
- Cholera Beau! Chcesz żebym zawału dostała?! - krzyczałam szepcząc. Czy właściwie da się krzyczeć szeptem?
- Przepraszam. - powiedział po czym uśmiechnął się jeszcze szerzej. Rzuciłam w niego poduszką, a Luke poruszył się niespokojnie na swoim posłaniu.
Przyłożyłam palce do ust i powiedziałam "ci".
- Nie mogłeś wejść jak cywilizowani ludzie? Przez drzwi? - spytałam oskarżycielskim tonem.
Zachichotał.
- Będzie co wspominać. No i... Chciałem być romantyczny. - wyznał, a ja poczułam się jak czerwona róża w środku bukietu białych.
- Więc... Jak tutaj się dostałeś?
- Po drabinie. Nie sięgała do okna więc wspiąłem się po rynnie. - zachłysnąłem się powietrzem.
- Po drabinie?! - wymówiłam to głośniej niż zamierzałam. - Jak będziesz wychodził to tam. - wskazałam na drzwi. - Zrozumiano?
Beau pokręcił głową.
- Jasne, mamusiu. Ale czekaj. Zaraz zapomnę po co tu się wspinałem... - podrapał się po głowie.
- Jutro, szesnasta trzydzieści. - powiedział w końcu. - Charlie?
- Tak?
- Wiem, że zabrzmi to jakbym grał, albo jakbym ściągnął ten tekst z jakiegoś filmu romantycznego ale... - zaczerpnął oddechu. - Kiedy zgodziłaś się pójść ze mną na randkę uczyniłaś mnie najszczęśliwszym człowiekiem w historii.
Zarumieniłam się. Nigdy nie usłyszałam czegoś równie romantycznego...
- To słodkie. - to słodkie... To są jedyne słowa na które było mnie stać? Słodkie?! Ja to potrafię odpowiednio dobrać słowa!
*Luke*
Nie spałem. Możecie sądzić, że specjalnie podsłuchiwałem i... Będziecie mili rację.
Nie potrafię spokojnie spać z myślą, że Charlie i Beau mogliby być razem. To zbyt bardzo boli!
Słyszałem wszystko. Jak się śmiali, jak Beau powiedział, że jest najszczęśliwszym chłopakiem w historii... Jeśli on najszczęśliwszym to ja chyba najsmutniejszym...
Jutro... Mają... Ra... Nie. Mają spotkanie. Nie potrafię wymówić słowa "randka" kiedy wiem, że ona i on...
Jestem okropnym bratem i przyjacielem. Powinien się cieszyć, skakać i piszczeć tak jak oni... Powinien wspierać Charlie.
Ale widocznie tak miało być. Mam cierpieć. Czy już nigdy nie znajdę sobie osoby która by mnie pokochała takim jakim jestem? Która by kochała mnie całym sercem?
To chyba nie dla mnie. Powinien pomyśleć nad zmianą orientacji seksualnej czy coś. Moze u facetów szłoby mi lepiej? Kto wie...

1 komentarz: