poniedziałek, 13 stycznia 2014

XXXI - Thieves

*Allan*
Czekam aż Jai odchodzi. Chyba nie jest pewny, czy ma iść do domu. Z nadzieją uświadamiam sobie, że być może myśli nad złożeniem wizyty u Charlie i idę za nim korytarzem. Nastolatek co chwila odwraca się by omieść mnie spojrzeniem pełnym... Nadziei?
W pewnym momencie zagapiam się i nie zauważam, że koleś idący przede mną zatrzymał się gwałtownie. Uderzam w niego.
Przez chwilę widzę jak na jego twarzy wędruje kpiący uśmieszek lecz powstrzymuje się i ledwo na mnie patrzy.
- Szukasz kogoś, chłopaczku? - zapytał, a ja już wiedziałem, że jeśli kiedykolwiek się jeszcze spotkamy nasze stosunki nie będą zbyt miłe.

*Luke*
Wciąż myślałem o dzisiejszej rozmowie z moim bratem. Tak, wybaczyłem mu. Ale nie zapomniałem. Nie chcę o tym zapomnieć.
Kiedy dzwoniłem do tego... Jak mu tam było? Alle? Nie znam go - doskonale o tym wiem i przez godzinę próbowałem przekonać brata, że to co robię, a raczej to co obaj robimy jest słuszne.
Dziwnie się czuję myśląc o uczuciach, którymi darzy on Charlie. Kiedy chociaż przypomnę to sobie do głowy wskakuje mi myśl, że będę się musiał dzielić Lie.
W zasadzie ona nie jest już moją dziewczyną... Ale nadal ją kocham.
Czy jeśli bylibyśmy nadal razem połowę swojego czasu dziewczyna poświęcałaby mnie, a drugą połowę Jaiowi? Czy Jai byłby też jej chłopakiem, mężem, a potem wszyscy mielibyśmy dzieci?


Wiem, że to co Jai czuje do mojej dziewczyny... Do mojej Charlie... To bardzo silna więź. Nie chcę porównywać jego miłości z moją, bo każda na swój sposób jest ogromna.
Więc czy nie powinien... Odstąpić Jaiowi Charlie?
Szczerze mówiąc mam nadzieję, że nie będę musiał tego robić. Że Jai zostanie w domu, że nadal będzie w The Janoskians. Że nadal będziemy braćmi.
Nie chciałbym być z nim skłóconym. Chciałbym cofnąć czas, ale nie potrafię. Chciałbym chociaż nie zobaczyć ich pocałunku.
Chciałbym, żeby Miki Mouse nie była chora...

*Jai*
Umówiłem się z Jamesem na zajeździe tuż obok szpitala.
Kiedy znalazłem się w umówionym miejscu zamarłem. Przede mną stało najprawdziwsze Lamborghini Avenatador Lp700-4 Wallpapers w kolorze pomarańczowym. O takim cacku nawet nie śniłem kiedy wydawałem zlecenie Jamesowi.
Zamiast pogratulować Jamesowi gustu ściągnąłem brwi i zmarszczyłem czoło.
- I co? - zapytałem z nieskrywana kpiną.
- To jest TO szefie. - zamarł w oczekiwaniu na moją reakcję.
- Bardzo dobrze, tak... - nagle orientuję się, że coś jest nie tak. - Masz papiery?!
James nerwowo przeszukuje kieszenie po czym szeroko się uśmiecha.
- Mam. - podaje mi lekko pognieciony kawałek papieru. Może i nie byłby on tak bardzo ważny gdyby nie to, że widnieje na nim wyraźnie, że samochód należy do Jaidona Brooks.
- Dzięki Bogu! - wślizguję się do auta i jeżdżę palcami po kierownicy.
Idealna, myślę i zaciskam na niej palce. Tak...
Wydaję z siebie przeciągłe westchnienie po czym zabieram się do sprawdzania reszty auta.
Wszystko działa jak należy, czyli nienagannie, więc tak jak obiecałem Jamesowi zapraszam go na przejażdżkę.
Wsiada, zapina pasy i uśmiecha się szeroko. A kiedy nie ruszam pyta:
- Co jest?
Zamarłem. Czułem jak brakuje mi powietrza. Nie miałem zamiaru wysiadać żeby odetchnąć. Przycisnąłem pedał gazu i ruszyliśmy.
Autko chodziło niczym marzenie - lekko mruczało, a gdy dodawałem gazu idealnie warczało.
Wyjechaliśmy na poboczną dróżkę.
- Myślisz, że mogę teraz dodać gazu? - zapytałem Jamesa. Skinął głową.
Obaj poczuliśmy wiatr, który wiał przez otwarte okno. Drzewa migały nam przed oczami, strzałeczka na liczniku rosła. Wspaniale.

*James*
- Myślisz, że zdążymy oddać go zanim ten facet wniesie oskarżenia? - zapytałem kiedy tylko zahamowaliśmy.
- Jeśli według twoich obliczeń jeszcze jest w biurze mamy szansę. - odpowiada Jai, a mnie jak zawsze przeszywają obawy, że ktoś nas złapie.
To jest ryzykowne - wiemy o tym. Dlatego staramy się wszystko robić niezauważalnie. Kradniemy auta wtedy, kiedy wiemy na 100 procent, że dana osoba będzie przez połowę dnia bardzo zajęta, a potem je oddajemy. W ten sposób mogliśmy odbyć przejażdżkę nawet na takich autkach jak Porsche
959 czy Ferrari 288 GTO. Te były dobre, ale najlepszy bez wątpienia jest Lamborghini. To Lamborghini, którym właśnie jechaliśmy, a które teraz Jai - mistrz kierownicy odstawia w to samo miejsce, co stało godzinę temu. Zazwyczaj nie mamy dłuższej przyjemności z jazdy - samochód trzeba odstawić na czas, albo do garażu, albo na wyznaczone miejsce. Jednak zawsze robimy to tak sprawnie, że nikt nawet się nie orientuje, że majstrowaliśmy nieco nad czyimś autem.
W zasadzie tylko ja i Jai decydujemy się na tak ryzykowne operacje. Wiemy, że w mieście jest też parę gangów, które "pożyczają", a potem nie oddają. Oni tak to nazywają, bo jest im łatwiej mówić o pożyczce niż o kradzieży.
Czasami - tak jak dziś dopadają mnie wątpliwości czy się wyrobimy z czasem. O ile łatwo jest takie cacko zwinąć sprzed nosa właścicielowi o tyle trudno jest przewidzieć jak tyka zegar.
Pamiętam, że raz tylko zdarzyło się, aby właściciel pięknego Chevroletu Camaro wyglądającego jak słońce przed przewidzianą godziną chciał wrócić do domu. Doskonale pamiętam jak podjeżdżaliśmy nim przed ośrodek szkoleniowy, gdzie został pozostawiony. Nie mam pojęcia jakim cudem tamtem gościu nie wezwał policji. Może to dlatego, że Jai potrafi dostatecznie dobrze kłamać i maskować emocje, a ja dorzuciłem coś o kradzieży i ratunku tego pięknego autka.
Nikt jednak nie wie, że to robimy...

3 komentarze: