wtorek, 19 listopada 2013

XXVI - Piękny bas za którym kryło się wyrafinowanie

*Beau*
Ostatniej nocy poważnie porozmawiałem z moim "przyjacielem" o naszym być albo nie być. To co jakiś czas temu powiedział mi Jai dało mi wiele do myślenia. Może naprawdę niepotrzebnie się ukrywam?
Może to właśnie ma być jakiś przełom w moim życiu? Gej?
Ale boję się... Odrzucenia. Że znajomi, przyjaciele, rodzina... Nie zaakceptują nowego mnie.

Dzięki tamtej rozmowie zdecydowałem się podjąć ryzyko... Tylko za jaką cenę?
Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Ustaliliśmy, że mój chłopak nie pójdzie ze mną. Gdyby mama chciała go zobaczyć zadzwonię do niego, a on przyjedzie. Gdyby jednak mama dostała zawału lub zemdlała będę miał w ręku telefon z numerem na pogotowie. Jest też trzecia opcja - mogłaby po prostu wyrzucić mnie z domu...
Może jeszcze za wcześnie żeby mówić o takich sprawach?
*Jai*
Może to i nie był najlepszy moment na odwiedziny, zwłaszcza, że jeszcze nie do końca pozbierałem się po tym, jak Ariana zakończyła nasz związek, ale musiałem to zrobić. Nie jestem tym człowiekiem, który nie myśli co robi i chowa urazę. Pomimo tego, że już nie jesteśmy razem i tak czuję tę więź która nas łączy.
Nie, nie chcę błagać ją żeby do mnie wróciła. Myślę, że nawet dobrze się stało. Po prostu to było gdzieś tam w górze zaplanowane i dokładnie przemyślane. To zerwanie dodało mi sił i zaprawiło do walki. Spowodowało też to, że myślę inaczej. Nie chcę mieć od tak dziewczyny. Wiem, że muszę się postarać i zrobię to.
Tylko za jaką cenę?
*Charlie*
W szpitalu nie miałam zbyt wielu obowiązków. Było to strasznie przytłaczające - wokół mnie nieznani mi ludzie którzy utrzymywali mnie przy życiu.
Chciałabym powrócić do tej codzienności - szkoła, dom, szkoła, dom...
Jestem tutaj - w Melbourne. Jestem w szpitalu. Obok mnie siedzi mama, mój brat bawi się gdzieś, a ja siedzę i oglądam telewizję. Luke jeszcze nie wrócił ze sklepiku.

Kiedy tak sobie całymi dniami nie mam co robić chodzę po korytarzu i czekałam Bóg wie na co do moich uszu dobiegła rozmowa Mrs. Markham którą zdążyłam już dosyć dobrze poznać i mężczyzny. Miał piękny, głęboki głos za którym kryło się wyrafinowanie.
- Przykro mi, ale będziemy zmuszeni odwołać koncert charytatywny dla szpitala, jeśli państwo nie mogą go przeprowadzić. - mówił.

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział! Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bosh! Świetne opowiadanie! Czemu dopiero wczoraj o północy go zauważyłam?! kochammmmm <3 Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy to Allan, czy ten chłopak to Allan?!
    Hahaha, takie tam zgadywanki, a co! Może kiedyś mi się uda! ^.^

    OdpowiedzUsuń