poniedziałek, 9 grudnia 2013

XXVIII - Miłość to cierpienie. By uniknąć cierpienia, nie wolno kochać. Wtedy jednak cierpi się z braku miłości...

*Luke*
Nawet mi się to nie śniło. Ba! Nigdy nawet nie brałem takiej możliwości! Ale żeby mój brat? Żeby moja jedyna i niepowtarzalna Charlie, którą kocham ponad życie... Dlaczego akurat ta dwójka?
Czułem jak gotuję się w środku, a moje serce zamarza. Dlaczego?
Słyszałem jak Lie wybiega z domu. Woła za mną, krzyczy, płacze.
Tak bardzo mam ochotę podejść do niej i wymierzyć jej cios w policzek, ale wiem, że nigdy by mnie na to nie było stać. Nigdy nie uderzyłem i nie uderzę kobiety, a w szczególności tą, którą kocham. Bo ja ją nadal kocham.
Nie chciałem się odwracać, lecz jej szloch mnie do tego zmusił. Wciąż idąc oglądałem się za siebie.
Biegła za mną potykając się o własne nogi. Nie miała na sobie nic prócz szlafroku.
Rozległ się głośny plusk i nim się obejrzałem Charlie poślizgnęła się i wpadła do wody.
Przez chwilę się wahałem. Czy powinien pomóc jej się podnieść?
Zdradziła cię Luke, w mojej głowie rozległ się ten nieznośny głos. Na co jeszcze czekasz? Idź śmiało! Poradzi sobie sama!
Kiedy postawiłem krok w stronę mojej dziewczyny, którą Lie nadal była znowu usłyszałem rozkaz.
Ani mi się waż do niej podejść, słyszysz?!
Ale nie słuchałem już tego. Z wielkim grymasem na twarzy bardziej zły na siebie niż na dziewczynę podałem jej rękę.
Kiedy stanęła na równe nogi spuściła głowę i zamiast tłumaczyć swoje czyny bez opamiętania w potoku słów stała tam i nic nie mówiła. Miałem wrażenie, że nawet nie oddychała!
Wziąłem ją za rękę, ale ona nawet na mnie nie zerknęła.
Boże, dlaczego to się musi dziać? Dlaczego?
Starałem się uwolnić z mojego serca jeszcze trochę miłości, którą darzyłem Charlie. Opuszkami palców pogłaskałem ją po policzku. Podburzony pod wpływem impulsu przytuliłem ją mocno do siebie. Marzyłem, by w tamtej chwili nic nam nie przeszkadzało, by trwała ona wiecznie bez skazy.
Pociągnęła nosem, chlipnęła i wydukała:
- Lu-ke... Ja-naaaa-wet... Nieee-ma... Mam-się. Nie-mam-się-zzzz-czczczeggo. Tłumaczyć.
Z głośnym świstem wypuściłem powietrze z płuc. Oczekiwałem, że będzie się tłumaczyła jak jakaś chora idiotka. Że będzie kłamała jak to jej jest przykro. Może nawet oczekiwałem ściemy, że mój brat ją zaszantażował.
- Ciii... - mocniej ją do siebie przytuliłem. - Już jest dobrze. Już dobrze.
- Aaa... Ale-wiiidzzze. Nieee-jeest-dooobrze. - znów chlipała. Przyszło mi na myśl jedno miejsce - opuszczone. Często tam przesiadywałem, kiedy pragnąłem pomyśleć nad różnymi rzeczami.
- Choć. - powiedziałem. - Trzymaj moją bluzę. Nie płacz już, bo cię będzie głowa bolała.
Czułem się wtedy... No cóż. Jak tatuś nastolatki. Jak tatuś, który przyłapał swoją ukochaną córeczkę w łóżku z jakimś obcym kolesiem. Jak tatuś, który zawsze kocha, ale nie zawsze potrafi zapomnieć.
Objąłem ją ramieniem i poszliśmy w stronę szopki, którą ja i moi dawni koledzy zbudowaliśmy jeszcze w dzieciństwie.

*Charlie*
- Już dobrze. - powtarzał. Nie Luke, chciałam wykrzyczeć. Nie jest dobrze! Jezu co ja zrobiłam? Po co?
Boję się. Cholernie się boję.
Chciałabym zapytać Luke dlaczego taki jest? Dlaczego teraz mnie wspiera, dlaczego mi jeszcze pomaga?
Wtedy... Powinien iść przed siebie, wzburzony. Ale on wrócił, podał mi dłoń, a teraz przyjaźnie się uśmiecha.
Mam wrażenie, że mój mózg już nic nie rejestruje. Po prostu istnieje tylko po to, żebym nie miała za lekkiej głowy.

2 komentarze:

  1. czemu taki krótki? :o
    myślałam, że Luke bardziej się wkurzy, a tu taki baranek XD
    czekam na następny, żeby więcej się działo i żebym miała co komentować :D
    do następnego :) x

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaa...! Boże nie wiem już, co tu się dzieje! Nir wierzę, po prostu nie wierzę! Jestem wzburzona całą tą sytuacją! xd

    OdpowiedzUsuń