niedziela, 16 lutego 2014

XXXIV - Jesteś...

*Luke*
Obudziłem się, a jej przy mnie nie było. Druga strona łóżka jakby nie dawała znaku życia. Przestraszyłem się.
Czym prędzej zerwałem się z łóżka i pobiegłem najpierw do łazienki. Nie było jej tam.
Kolejno przeszukałem cały dom. Nie licząc moich braci, którzy siedzieli wygodnie na tarasie nic się tutaj nie
działo. Zapytałem się ich, czy nie widzieli dzisiejszego poranka Charlie, ale byli zbyt zajęci sziszą, żeby mi odpowiedzieć.
Mamy nie było, a mój niepokój narastał z każdą minutą. Co ja mówię! - z każdą sekundą, kiedy przeszukiwałem każdy zakamarek domu.
Wychodząc na balkon zobaczyłem ją w ogrodzie. Ulżyło mi. Nic jej nie jest.
Miała na sobie ogrodniczki i kalosze w kwiatki. Na głowę założyła kapelusz. Jej twarz - choć zmęczona i blada uśmiechała się, a w oczach błyskały miliony iskierek, które dodawały jej uroku.
Przy jej nogach plątała się Lala. Chyba postanowiła być strażnikiem mojej księżniczki, bo nie odstępowałą jej na krok.
Charlie plewiła ogródek i podlewała kwiatki. No tak, kiedy zachorowała nikt nie przejmował się takimi drobiazgami.
Kiedy odwróciła się w moja stronę na jej twarzy dostrzegłem determinację. Nadal była piękna - pomimo bladości jej cery i braku włosów. Przerażało mnie tylko to, że taka krucha osoba mogłaby nagle odejść z mojego życia.
- Brzydula! - zawołałem, a ona podniosła oczy w moją stronę. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i pomachała mi.
- Chodź mi pomóc idioto! - wróciła do pracy z jeszcze większym zapałem i jeszcze szerszym uśmiechem.
Pobiegłem do łazienki, ubrałem swoje stare ciuchy. Zdążyłem jeszcze zabrać parę narzędzi, które mogłyby się nam przydać w pracy nad naprawianiem ogrodu.
- Ileż można schodzić na dół! - usłyszałem jej głos, kiedy w końcu znalazłem się w ogródku. - Bierz się do pracy.
Odstawiłem narzędzia i pognałem napełnić konewkę. Kiedy wróciłem Miki Mouse właśnie zajadała się czekoladowym rogalikiem.
Przysiadłem obok niej i pozwoliłem jej dokończyć jeść zanim pocałowałem ją w usta. Kocham to robić.
- Smakujesz czekoladą. - powiedziałem wciąż nie otwierając oczu. - I pachniesz czekoladą.
Zaśmiała się. Kochałem ten jej śmiech - żaden inny nie wywoływał na mojej twarzy natychmiastowego uśmiechu.
- A ty pachniesz wodą kolońską i pastą do zębów. - powiedziała odrywając się ode mnie.
- Chwila przerwy? - zapytałem nieco zasmucony. Szczerze mówiąc miałem ochotę całować ją godzinami, tulić do siebie.
- To JA mam przerwę, nie ty. - popatrzyła na mnie łobuzersko. - Trzeba podlać jeszcze tamte kwiatki i naprawić huśtawkę. Przydałoby się jeszcze wystawić jakąś ławeczkę do ogrodu, żeby można było jeść tutaj śniadanie.
Kiedy mówiła ja wyobrażałem sobie ją i mnie w tym ogrodzie; samych, siedzących na jakieś ławce i zajadających rogaliki. W moich wyobrażeniach nie potrafiłem oderwać wzroku od twarzy Lie, a ona była nieco speszona, tak jak zawsze, kiedy przez dłuższy czas była centrum zainteresowania. Wtedy pewnie na jej twarzy pojawiłby się ten słodki rumieniec, który uwielbiałem.
Ile ja bym dał, żeby tamta chwila nie była tylko marzeniem...
- Halo, słyszysz mnie? - dziewczyna pomachała mi ręką przed nosem. - Ziemia do Luka..!
Szybkim ruchem złapałem jej rączkę (bo teraz była to rączka, a nie ręka) i przyciągnąłem do siebie dziewczynę.
Usiadła mi na kolanach i popatrzyła w oczy.
- Jesteś... - zaczęła i od razu urwała. Dałem jej trochę czasu, a ona po paru minutach milczenia i bezsensownego gapienia się w przestrzeń podjęła znowu. - Jesteś... Jesteś najlepszą, najukochańszą, najbardziej opiekuńczą istotą na tej ziemi. Jesteś jak powietrze, magnes. Przyciągasz, chociaż nie masz o tym zielonego pojęcia. Jesteś najmądrzejszym, najzabawniejszym i najromantyczniejszym chłopakiem jakiego znam. Jesteś moim powietrzem, moim światłem, moim życiem. Oświetlasz mi drogę, kiedy jest ciemno, usypiasz, kiedy boję się zasnąć. Prowadzisz za rękę przez niestabilny most, przenosisz dla mnie góry, budujesz rzeki i oceany. Codziennie zapraszasz słońce do mojego pokoju, budzisz mnie i wskrzeszasz do życia. - nieświadomie oparła swoje czółko o moje. - Pomimo tego jak wyglądam ty mnie nadal kochasz, jesteś ze mną... Przy mnie. - ujęła moją twarz w ręce. - Zawsze mnie wspierasz, pomagasz mi wstać po upadku, wyręczasz mnie w moich obowiązkach. Biegniesz za moim życiem nawet wtedy, kiedy gna ono jak szalone na rydwanie. Jesteś moim aniołem, Luke. Ktoś tam z góry zesłał mi ciebie, żebyś mnie chronił swymi skrzydłami. - na koniec pocałowała mnie długo i czule w usta. W tym pocałunku zawarte były wszystkie emocje, które kłębiły się w nas od bardzo dawna. Nasza miłość, pożądanie... Jeszcze nigdy nie przeżyłem czegoś takiego.
- Ożeń się ze mną Charlie. - powiedziałem na wydechu, po czym wstałem, ukląkłem na jedno kolano i popatrzyłem jej prosto w oczy, tak jakbym chciał zajrzeć w jej serce. - Charlie Mia, wyjdziesz za mnie?

*Charlie*
Te magiczne słowa długo jeszcze potem wirowały w powietrzu, po mojej głowie i w sercu. Nie zastanawiałam się, czułam, że odpowiedzią musi być "tak". Luke popłakał się ze szczęścia, a po pięciu minutach tuliliśmy się nawzajem złączając nasze zły w jedną całość. Nasze serca grały wspólną melodię, ptaki jakby śpiewały głośną symfonię miłości, drzewa ucichły i płakały razem z nami. Cały świat się zatrzymał pogrążony w wszechobecnym szczęściu.
Nasze przyśpieszone oddechy świadczyły o wielkiej mocy tego słowa. Tak - jakże mogło być inaczej? Tak, tak, tak, tak...! Tak, wyjdę za ciebie Luke. Kocham cię, idioto. Ty impulsywny idioto. Szalony idioto. Kochany idioto. Mój przyszły mężu. Kocham cię do cholery.
On chyba chce, żebym zmarła wcześniej niż jest mi to wyznaczone. On chyba chce mnie zabić swoją miłością. On jest niemożliwy.
Jeszcze potem długo siedzieliśmy w ogrodzie, w oku kręciły się łzy szczęścia. Trzymając się za ręce oglądaliśmy niebo przez cały dzień aż do zachodu słońca. W ciszy, otuleni grubą kołdrą podziwialiśmy nocne niebo, aż w końcu Luke wziął mnie na ręce oznajmiając, że pora iść spać. Faktycznie, dochodziła już północ.

Dziś spaliśmy razem. Ja, Luke i Lala. Obudziłam się, obok mnie Luke. Przytuleni do siebie. Uśmiechnęłam się sama do siebie na widok jego czystej twarzy; nie spowitej żadnymi zmartwieniami.
Uśmiechał się przez sen, a co jakiś czas pomrukiwał niczym młody kociak zadowolony z pieszczot swojego pana.
Odwróciłam się do niego i pogłaskałam go po policzku. Taką właśnie mnie zastał, gdy otwierał oczy. Radosne, błyszczące oczy, uśmiech na twarzy.
- Cześć. - wyszeptał. Cholera, takie zwykłe cześć, a ja już unoszę się w powietrzu.
Jego ręka czule głaskała mnie po ramieniu, po policzku. Jak zwykle lekki dreszczyk wziął nade mną władzę, a ja oddałam się w pełni pieszczotom mojego chłopaka. Właściwie to narzeczonego.
Przymknęłam oczy. W objęciach Luke czułam się bezpieczna. Niczym balonik unosiłam się w powietrzu, kiedy on mnie dotykał.

*Beau*
Właśnie jedliśmy razem śniadanie, kiedy do kuchni zeszła para gołąbków. Trzymali się za ręce. Na ich widok od razu zrobiło mi się cieplej na sercu.
Mama uśmiechnęła się do nich ciepło i podała im miski z płatkami.
- Mamo... - Luke uśmiechnął się do niej promiennie. - Miałabyś coś przeciwko, gdybyśmy z Charlie... - zerknął na Jaia. - Gdybyśmy wzięli ślub?
Moja oszołomiona rodzicielka właśnie wylała sok pomarańczowy na podłogę. Zamrugała parę razy oczami, po czym przytuliła mojego brata. Miałem wrażenie, że mama nigdy nie miała tyle siły.
- Oczywiście, że nie. - mówiła łamiącym się głosem. Wiedziałem, że jest teraz szczęśliwa. Szczęśliwsza niż zwykle. - Macie moje błogosławieństwo.
Otarła łzy i przytuliła Charlie. Na szczęście nie połamała jej kości tym swoim morderczo szczęśliwym uściskiem.
- A ty Beau? - Luke podszedł do mnie.
- No wiesz... Nigdy nie myślałem, że weźmiesz ślub szybciej niż twój stary braciszek. - poklepałem go po ramieniu. - Jesteście sobie przeznaczeni.
- A ty Jai? - spojrzałem na brata. Wyraz jego twarzy mówił wszystko. Nie.
- Jasne. - wyszedł nie dokończywszy śniadania.

3 komentarze:

  1. takie romantyczne <3 jvhjkabvkajvnjkadvbhib luke i charlie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O boże jak słodko <3 Kocham tą parę, serio :3
    Ale trochę żal Jai'a.. :/ Raczej nie jest zachwycony.
    Trudno :D Aaaa będzie ślub! :D
    Wszystko by było takie cudowne gdyby nie choroba Charlle :c

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział:)
    tylko szkoda mi trochę Jai'a :(((
    czekam na następny:)
    @ilysm_jb_smg :):)

    OdpowiedzUsuń